sobota, 24 grudnia 2011

Merry Christmas!

May you find comfort and inspiration in the coming year as you realize the joyful truth that God is with us, Immanuel, Wonderful Counselor, Mighty God, Everlasting Father, Prince of Peace because of Christ's Love.

 
 
A tutti gli amici  auguriamo un Santo Natale e un Felicissimo Anno Nuovo!!! Che il Piccolo Gesù possa trovare cuori gioiosi e ricchi d'amore!!!


Radosnych, spokojnych i pelnych milosci Swiat zyczymy. Niech Nowonarodzony Jezus i tajemnica Jego nieskonczonej Milosci bedzie inspiracja i sila na kazdy dzien naszego codziennego poslugiwania.... czy to tam gdzies daleko, wsrod swierkowych choinek czy tu, wokol nas pod baobabowymi choinkami :)

środa, 7 grudnia 2011

st Nicholas from Spain



We are very greatful for the support from Spain!!
Jestesmy Ogromnie wdzieczni za prezenty przyniesione przez sw. Mikolaja prosto z Hiszpanii!!

piątek, 2 grudnia 2011

Wykopki ;)



Nieplanowane wykopki czekaly na mnie tego ranka, pech, bo zaplanowany mialam dzien co do minuty. Ale w Afryce samo planowanie jest strata czasu, wiec trzeba mi bylo pogodzic sie ze zmianami i cierpliwie czekac. Dokladnie mowiac wykopywalismy samochod: wykopywalismy, wyciagalismy, wypychalismy itd. Wyjazd do Kabachi mialam jako jeden z pierwszych punktow mojego programu, wyjechalismy o godz 8 rano z Saimonem, dyrektorem szkoly w Kabachi, gdzie mamy niewielka grupke dzieci objetych projektem.

Zapowiadala sie wyprawa na dwie godziny, bo chcialismy tylko dzieciom prezenty od sposnorow zawiezc i lozka i materace do nowowybudowanego domu dla Doreen i Brendy dostarczyc. Samochod ugrzazl przy pierwszym wjezdzie w busz ok 8.30 i wykopalismy go dokladnie o 17.00. Caly bozy dzien siedzialam na poboczu obserwujac akcje ratownicza, bo nie pozwolili mi panowie ani pchac ani kopac. 

Poczatkowo robilam zdjecia, ale w pewnej chwili stojac za samochodem, ktory gwaltownie probowal ruszyc, pokryta zostalam od stop do glow blotem, ktore bryzgalo spod bezowocnie krecacych sie kol samochodu. Smialismy sie wszyscy, reszta towarzystwa nie byla wcale mniej pochlapana, tyle tylko ze oni byli juz i tak cali w blocie, wiec im nie robilo to zadnej roznicy no i oni pracowali uczciwie, a ja sie platalam :)

Po tej akcji sasiedzi przyniesli mi z pobliskiego kosciola protestanckiego krzeslo, pewnie za bardzo krecilam sie pod nogami i przeszkadzalam, wiec usiadlam poslusznie i smialam sie sama z siebie. Czulam sie jak ksiezniczka blot i mokradel, brudna i mokra, ale na pieknym niebieskim plastikowym krzesle w buszu. Przybiegly dzieci i oslodzily mi cale popoludnie, biegaly i bawily sie blotem lepiac garnki i zwierzeta domowe. Z nimi czas mi jakos szybciej plynal. Pozniej mezczyzni znalezli zajecie dla dzieciakow, kazali im zbierac kamienie i wsypywac pod podniesionego land rovera.

I to tak naprawde pomoc dzieci pozwolila nam ruszyc z miejsca i wydobyc sie z tego dolu. Zaczynalo padac i zapowiadalo sie,ze lalo bedzie znow do rana, wiec jak tylko wyswobodzilismy samochod podziekowalismy wszystkim zaangazowanym w wykopki i pojechalismy z lozkami i materacami do domu Doreen i Brendy. Zmaczona, glodna i brudna dotarlam do domu po osiemnastej, wszystkie plany przelozylam na jutro :)

 


czwartek, 1 grudnia 2011

NHIF National Hospital Insurance Fund - propozycja dla naszych dzieci


Po doswiadczeniach z Markiem w Kenyata Hospital, zreszta juz wczesniej przy dzieciakach z HIV, ktorych prawie kazda, nawet najlzejsza malaria konczy sie wizyta w szpitalu i przy dobrej radzie zaufanych rodzicow adopcyjnych, chcialabym zaproponowac ubezpieczenie wszystkich naszych dzieciakow w Narodowym Funduszu zdrowia NHIF
W chwili obecnej rachunek na koncie Marka w Kenyata Hospital w Nairobi przekroczyl juz sume dwoch tysiecy euro, co bedzie dalej nie wiadomo. Uczymy sie na bledach i doswiadczeniach stad moja propozycja, by kazdy adopcyjny rodzic zastanowil sie nad mozliwoscia pomocy swemu dziecku w ten wlasnie sposob. Moze ktos mysli nad prezentem na Boze Narodzenie, wiec podpowiadam, ze oprocz pieknej sukienki mozna tez dziecku oplacic roczne ubezpiecznie. Miesieczna oplata NHIF to suma 160 szylingow kenijskich, czyli ok 1,5 euro miesiecznie.

Nasze realia nie sprzyjaja w zaden sposob tym wszyskim biurowym sprawom i po pierwszym podejsciu do rejestracji w NHIF przy dzieciakach chorych na AIDS stracilam nadzieje, ze to sie moze kiedys udac. Na dowod osobisty taty Douglasa Mwiti i Edwarda Koome czekam juz dobre pol roku ..i ciagle czekam.
Aby zarejestrowac dziecko w Narodowym Funduszu Szpitalnym potrzebuje dowodu osobistego przynajmniej jednego z rodzicow, wiekszosc takowego nie posiada, wiec wczesniej trzeba bedzie zajac sie rodzicami, tj wyrobic dowod osobisty, aby miec dowod osobisty trzeba miec jakikolwiek dokument, ze sie chodzi po tym lez padole czyli swiadectwo urodzenia i znow wiekszosc takowego nie posiada i znow powrot do zrodel: Swiadectwem na to, ze ktos istnieje moze byc np swiadectwo chrztu swietego lub karta zdrowia pacjenta. Nie chce myslec co bedzie jesli ktos takowych dokumentow nie posiada :) 


i jak tu zrobic kserokopie karty zdrowia dziecka z tych strzepkow dokumentu?
Kolejnym problemem jest fakt, ze wiele z moich dzieci to sieroty i albo mieszkaja u kogos z sasiadow albo zajmuja sie nimi dziadkowie lub krewni. Tu sytuacja rowniez nie jest bez wyjscia, ale latwo nie zapowiada sie. Przerbialismy juz to potrzebujac swadectwa urodzenia jednej z naszych dziewczynek, ktora chcielismy umiescic w osrodku dla dzieci chorych na AIDS. Aby zdobyc dokument dla takiego dziecka trzeba zjawic sie o swicie w children office w Meru, miescie oddalonym o 60 km od Laare. Tam sporzadzony zostanie dokument na podstawie naszych zeznan, ze dziecko jest sierota i przebywa pod opieka kogos innego. Potem zostajemy zapisani na liste i czekamy na nasza sprawe sadowa gdzie, zjawic sie musimy z opiekunami dziecka, oczywiscie jesli chcemy, by ciotka, wujek, dziadek czy babcia otrzymali prawnie przyznana opieke nad dzieckiem, musimy im wyrobic dokument tozsamosci, historie, jak to bedzie wygladalo w praktyce - juz znacie:)
Raz kozie smierc! Moze jakos przez to przebrniemy, trzeba sprobowac. Jedna z adopcyjnych mam naszych dzieci zaproponowala bardzo madre i praktyczne rozwiazanie. Na poczatku stycznia zatrudnimy jednego lub dwoch studentow, ktorzy chcieliby sobie dorobic i ich wyslemy na boj, placac im za to poswiecenie sowicie :) lepszego rozwiazania byc nie moze, rozgarnieci studenci znaja i jezyk plamienia kimeru, wiec dogadaja sie z dziadkami i rodzicami, a i jezyk urzedowy nie jest im obcy, stad i w biurach poradza sobie wysmienicie.
Uwaga! Zaczynamy od stycznia. Dzieci objete projektem adopcyjnym w Diakonii Ruchu Swiatlo Zycie oplace z miesiecznych wplat dokonywanych przez sponsorow, wiec tutaj nie bedzie problemu. Zrezygnujemy z kilograma ryzu czy cukru raz w miesiacu i bedzie na ubezpiecznie tak, ze rodzice nawet tego nie odczuja.
W fundacji Czynmy Dobro trzeba bedzie za ubezpiecznie zaplacic dodatkowe pieniadze, bo tych z adopcji starcza tylko na czesne i wyzywienie, gdyz oplaty tu sa duzo nizsze niz w Diakonii. Tak jak wspominalam jest to koszt 1,5 euro miesiecznie, wiec jesli ktos chcialby ubezpieczyc swoje dziecko poprosze o informacje o tej decyzji do poczatku roku kalendaarzowego. Wystarczy napisac na adres mailowy adopcji: adopcja.laare@gmail.com , krotka notke, ze decyduja sie Panstwo na ubezpieczenie swego dziecka i deklarujecie sie doplacic do comiesiecznych wplat podana sume. Napisze jeszcze bardziej szczegolowo na ten temat, przy zyczeniach swiatecznych do wszystkich sponsorow, bo pewnie wiele osob nie zaglada do bloga, a chcialoby z takiej okazji ubezpiecznie skorzystac.

środa, 30 listopada 2011

Wakacje z szpitalu

Nie dla wszystkich naszych dzieci rok szkolny zakonczyl sie szczesliwie. Do dzisiaj odwiedzamy Marka w szpitalu i zapowiada sie, ze to wszystko jeszcze troche potrwa. Dzieki Bogu i naprawde tylko dzieki Bogu Mark Koome zyje i jest nadzieja, ze bedzie dobrze.
Jakies trzy tygodnie temu przyszla do nas babcia Marka by powiedziec, ze chlopiec nie czuje sie najlepiej, dzien wczesniej stracil czucie w dloniach, dzis juz nie czuje nog, ma goraczke i ogolnie jest oslabiony. Wyslalismy babcie motocyklem po chlopca, by zawiozla go do dyspensarium w Tuuru, bo tam maja lekarza i by wracajac wstapila do nas i powiedzala co dolega chlopcu. Do wieczora babcia nie wrocila, okazalo sie, ze lekarz widzac stan chlopca nie chcial zwlekac i ze nadazyla sie okazja, bo ktos jechal samochodem do Meru wiec kazal zabrac Marka i babcie do Meru Hospital. Dzien pozniej w misji pojawil sie zrozpaczony dziadek chlopca, ktory otrzymal ze szpitala wiadomosc, ze trzeba chlopca przetransportowac do Narodowego Szpitala w Nairobi, bo sprawa jest powazna. Na transport potrzeba 10 tys szylingow, czyli ok 100 euro. Nie chcialysmy zwlekac i choc nie mialysmy pieniedzy zadzwonilam do jednego ze znajomych w Meru i poprosilam, by pozyczyl nam na ten transport. Pan Miriti jest naszym dobrym znajomym, to on jest wlascicielem firmy ktora remontuje nam szkole i stawia domy dla ubogich. Pan Miriti bez problemu zlapal gotowke i pobiegl do naszych siostr w Meru, tam opatrznosciowo byla w tym czasie s.Stella, ktora przejela sprawe w swoje rece. Ja w tym czasie pobieglam do banku po pieniadze dla p. Miriti :)

Wszystko strasznie dlugo przeciagalo sie, wiadomosc o potrzebie natychmiastowego przewiezienia chlopca dotarla do nas ok 11, nikt w szpitalu nie ruszyl sie, poki nie zobaczyli pieniedzy. Zanim Miriti dowiozl pieniadze siostrze, zanim siostra dotarla do szpitala i odnalazla Marka cena transportu wzrosla do 15 tys. Czyli 50 euro wiecej. Siostra Stella zadzwonila do mnie ok pietnastej tlumaczac, ze nie pojada, poki calej sumy nie otrzymaja, oraz ze Mark czuje sie coraz gorzej. Poprosilam ja, by zostawila swoj dowod osobisty z zapewnieniem ze jutro skoro swit ja te pieniadze dowioze, byleby dziecko pojechalo juz do Nairobi. Nic z tego. Te piec tysiecy okazalo sie byc duzo bardziej istotne niz zycie chlopca i nikt bez tych pieniedzy sie nie ruszy. O czwartej godzinie ja juz stracilam nadzieje, ze Marka zawioza do Nairobi, bo jakby nie bylo to ok 6 godzin jazdy i ze wzgledu na bezpieczenstwo nikt po nocach jezdzil nie bedzie. Modlilam sie tylko, by chlopiec przezyl. S.Stella nie poddawala sie, pobiegla do domu siostr w Meru, pozyczyla pieniadze i juz ok 17 wszystko bylo oplacone. Okazalo sie jednak, ze w calym szpitalu nie moga znalezc worka na mocz, stad wyjazd opoznial sie coraz bardziej. Siostra Stella zapowiedziala, ze nie ruszy sie ze szpitala, chciazby miala tam nocowac, dopoki nie zobaczy, ze Mark wyjechal do Nairobi, . Pomogl jej jeden z tamtejszych lekarzy, zostal po dyzurze i chodzil od sali do sali, od okienka do okienka, zalatwiajac wszystkie skomplikowane formalnosci. Mark mial juz problemy z oddychaniem i poruszaniem sie, polozono go na nosze i o godz 18 wstawiono nosze do karetki pogotowia. Ostatecznie lekarz kazal im zabrac miske i dac sobie spokoj z szukaniem worka! Do Nairobi dojechali ok polnocy bezposrednio na oddzial intensywnej terapii. Zdiagnozowano zapalenie opon mozgowo - rdzeniowych i tak naprawde zdazylismy w ostatniej chwili. Z Markiem raz bylo lepiej raz gorzej, dokladnie nie wiadomo co spowodowalo zapalenie, Mark do dzis nie odzyskal czucia w rekach, w nogach tak. Byl nawet czas, ze stan chlopca polepszyl sie na tyle ze przewieziono go na normalna sale, niestey po kilku dniach wystapily znow trudnosci z oddychaniem i Mark ponownie wrocil na oddzial intensywnej terapii. Wczoraj odwiedzily go nasze siostry. Mark nie mogl mowic, ale z ruchu ust wyczytaly ze prosi, by odwiedzila go mama. W rozmowie z lekarzem rowniez dowiedzielismy sie, ze Mark codziennie prosi, by mama przyjechala. 19 pazdziernika zmarl tata chlopca i chlopiec boi sie co teraz z mama. Jedynym marzeniem chlopca, zaraz za wizyta mamy, byl jogurt truskawkowy, wiec siostry natychmiast zrobily zakupy, a ja dzis wrocilam do Laare i poslalam po mame chlopca, obiecalam pokryc koszty podrozy, byleby pojechala do syna. Mama zgodzila sie bez problemu, musi tylko znalezc opieke na ten czas dla swych mlodszych dzieci i jeszcze dzis wsiadze w autobus i pojedzie do Nairobi. 


Nie mysle narazie o kosztach leczenia, choc z rozmowy z lekarzem wiem, ze sa to kolosalne sumy. Jeden dzien pobytu na intensywnej terapii to koszt ok 10 - 15 tys, czyli 100- 150 euro. Na transport do Nairobi wzielismy z rezerwowych pieniedzy na potrzeby misji, na leczenie jednak stac nas nie bedzie. Dodatkowo lekarz zapowiada, ze jesli tylko chlopiec bedzie oddychal samodzielnie przwioza go na normalny oddzial i tam bedzie powoli dochodzil do siebie ale to moze potrwac od 3 do 8 miesiecy. Nie mam pojecia skad wezmiemy na leczenie chlopca i nie wyobrazam sobie jak ci biedni ludzie oplacaja pobyt w szpitalu, siostry tlumaczyly mi, ze zwykle ludzie sprzedaja swoje ziemie, by splacic dlug wobec szpitala, ale mi to ciagle nie miesci sie w glowie, bo jest to szpital panstwowy. Jakie koszty bylyby w prywatnym, strach myslec! No nic, najwazniejsze jest to, ze Mark zyje i jest nadzieja ze wszystko wroci do normy i za to Bogu niech beda dzieki!!

sobota, 26 listopada 2011

Wakacje!!!

Deszczowe wprawdzie, ale zawsze wakacje! Dzieci nadal przychodza do misji ale tylko po to by dostac posilek, pobawic sie i poogladac telewizje. Starsze dzieci zajmuja sie mlodszymi, mlodsze przeszkadzaja w rozmowach i zabawach starszym. Wszystkie kloca sie zabierajac jedni drugim skakanki i pilki etc. Jednym slowem wakacje....

Dla nas jest to jednak czas intensywnej pracy, sprawdzamy wyniki w nauce studiujac umorusane kartki dzienniczkow ucznia, na ktorych nauczyciele wypisali wyniki z egzaminow, ilosc zdobytych punktow i pozycje w klasie, przegladamy mundurki szkolne, ktore w niesamowitym tempie pokonczyly sie co niektorym, cerujemy, zszywamy, wstawiamy laty, naprawiamy buty u szewca itd.



Robimy aktualne zdjecia wszystkim dzieciom objetym projektem Wirigiro. Dodatkowo budujemy kolejny dom dla najubozszych z ubogich, odwiedzamy chorych (dwoje dzieci mamy w szpitalu :Mark Koome i James Gitonga) Robimy juz tez powoli swiateczne i mniej swiateczne zakupy z pieniazkow przeslanych przez adopcyjnych rodzicow na ten cel. Przygotowujemy rowniez informacje na temat postepow w nauce tak, by kazdy adopcyjny rodzic otrzymal przed swietami zdjecie i aktualna informacje o swoim dziecku.


piątek, 18 listopada 2011

One day from the mission's life

Today was a very busy day. In the morning we went to put the solar for the family of Ann Kathure, Boniface Mwenda, Irene Kiende and Fridah Kawira. It was a big surprise for the mother since she was not expecting. She was very happy and she promised to continue praying for the sponsor.  




We went there to see the reaction of the children when they came from school and met the light in their house. Infact they looked overjoyed. They promised to improve their studies since they will have the light always!





Coming back, by case, we visited another family that is under our care. Some weeks ago the mother of Joy Gatwiri came to our mission asking for help of her sick husband. In the beginning we explained to her that we are helping the children, but today, when we saw the condition of the husband we were very touched. Before he was a strong man and with the wife they helped one another to take care of their 5 children. He has been consumed by tubercolosis which has been discovered now leaving him with the weiht of 50 kg (height 172 cm). We can't leave the man in this situation. We promise provide him with the necessary body building foods, blankets, clothes, medicines beliving that Divine Providance will be upon us in this family.






Still on the way we met another family, we had promised to help them. They are waiting for adoption. This was a family of a widow with 7 children without anywhere to cultivate and get food for them. The children were afraid to see us, but we promise them to buy new clothes and plait the hair for girls and they were happy.





It was getting dark, thus we made our wat back since 
the road was full of water atleast to see where we are passing. We arrived home tired but contented because through our meeting and sharing with these poor people God's love was manifested.








środa, 16 listopada 2011

Happy Birthday Dear Oana!!!!

16 novembre di 5 anni fa, mi incamminavo per la prima volta verso questo meraviglioso paese chiamato Africa,esattamente a Laare. Da allora il mio amore cresce ogni giorno per loro e non passa un solo giorno senza che pensi e preghi per i miei bambini,suore e tutta quella gente che non ha nessuna colpa di essere nata in un posto con tante mancanze.... Oana
 
 
Thanks Oana!

             Without you our mission could not be existing! We are waiting for you in Laare! 

with a lot of prayers     sisters & children from Laare

Dach w Amungenti

Dzieki ofiarnosci dobrodziejow z Polski marzenia o pokryciu dachem nowego budynku szkolnego w Amungenti powoli staja sie rzeczywistoscia. W ubieglym tygodniu odwiedzilismy ksiedza Dionizego i nasze dzieci w Amungenti. 

Dzieci pisaly listy swiateczne do sponsorow chwalac sie wynikami calorocznej pracy i dziekujac za pomoc w oplatach za szkole (listy wyslemy poczta w tym tygodniu, coby przed Bozym Narodzeniem do Polski dotarly), a my w tym czasie zwiedzilismy z ksiedzem szkole. Amungenti to male krolestwo, wszystko tam wydaje sie byc bajkowe: wielki ogrod, gaj bananowy, zagroda pelna zwierzat i drobiu, szkola na poziomie iscie europejskim - wszystko to dla dzieci, ktorych w tej chwili jest ok 600, ale od stycznia bedzie ich jeszcze wiecej.
Dyrektor szkoly razem z ks. Dionizym zaprosili nas na spotkanie rady szkoly, by oficjalnie podziekowac za  darowizne przekazana przez Diakonie Misyjna Ruchu Swiatlo- Zycie oraz indywidualnych sposnorow, ktora umozliwila zakup blachy falistej.
Nie jest to jednak suma ktora pokrywa cale koszty budowy dachu, stad apel by jesli tylko ktos ma taka mozliwosc wsparl nas w tym projekcie wplacajac na konto fundacji w Diakonii Misyjnej z dopiskiem: "szkola w Amungenti". Wspolnie z nauczycielami zwiedzilismy budujace sie skrzydlo szkoly. Widok nie jest najweselszy. Deszcz zalal wykonczone klasy, ktore od stycznia maja przyjac w swe progi nowych uczniow, zawilgocony jest rowniez korytarz laczacy stare skrzydlo szkoly z nowym.





Nadzieja jednak jest fakt, ze pietro wyzej robotnicy przycinaja deski i tworza konstrukcje dachowa. Jak tak dalej pojdzie, w nastepnym tygodniu pokryjemy szkole nowym dachem. Raz jeszcze wielkie dzieki wszystkim, ktorzy mieli w tym swoj udzial!













Na koniec odwiedzilismy tez siostry w parafialnej przychodni. Jedna z naszych podopiecznych, mala Ivone miala brzuszek jak balon, okazalo sie ze problemem sa robaki i potrzebna byla pomoc farmakologiczna. Dzis juz biega zdrowa i usmiechnieta.



czwartek, 10 listopada 2011

May God bless Joseph!

It was in the end of July 2011 when we were visiting the families of Peris Kathure. We met her mother who is a widow . She had other two children of which one had left school due to lack of school fees. At the same time, she has two other children Linet and Phinius whom their mother disappeard and their father is an extreme drankard. she was struggling a lot to feed these children but the worst being in a very smaal wornout house without anything inside to sleep on. the mother was sleeping in a small stick constructed bed with the two small children with one wornout blanket. the other three were always on the sack down on the ground.
In Laare it's very cold especially at night and it has been a great suffering  for them.



 We really felt pity for these children and prayd hard that divine providence may be upon them. Thanks be to God that through Joseph Tipping the cry of these children was heard. through the money donated we have managed to build a timber house, buy a 1 double decker bed and 1 single bed with matresses and blankets. also the installation of the solar system that they can study at night without any problem.






These children are very happy to have a change of life at a moment. we are sure that these children will improve very much in the studies and even health. No more cold!
Many thanks to Joseph Tipping who has made it possible for these children.. We pray for you alwes for Gods blessings in your life and all your plans of life.
Don Orione Sisters




Chatka Pana Jozia

 "Tylko milosc zbawi swiat!"
                                                       sw. Orione
 
Dzieki opatrznosciowemu wsparciu Pana Jozefa w ciagu ostatniego tygodnia wyrosl nam w wiosce nowy dom! Pan Jozef nie jest adopcyjnym rodzicem naszych dzieci ma jednak ogromne serce, ktore jest otwarte na potrzeby najubozszych. Przeslal pieniadze proszac, bysmy wykorzystali je pomagajac najubozszym z ubogich. Pierwsza mysl skierowalismy w strone rodziny Rossany Wangechi, Evangeline Kendi, Francisa Mugambi, Briana Mwendia, Felisty Makena, ayuba mutwiri gdzie chata walila sie juz kilka miesiecy temu. Pojechalismy tam w ubieglym tygodniu i...po chalupie nie bylo ani sladu. Rozmawiajac z babcia dowiedzielismy sie, ze dom nie wytrzymal ulewnych deszczy i kilka dni wczesniej zawalil sie


  Rada starszych w wiosce postanowila wspolnymi silami odbudowac dom rodziny, postawiono juz konstrukcje z desek i pokryto blacha falista. Delikatnie wycofalysmy sie widzac inicjatywe rady starszych, bo to chyba najpiekniejszy gest ze strony wioski, gdy chce pomoc w ten sposob rodzinie. My zakupimy lozka i materace gdy dom bedzie gotowy. Narazie dzieci znalazly dach nad glowa w chalupie babci.
Kolejna z najubozszych rodzin objetych naszym projektem jest rodzina Peris Kathure, Nanis Kaari, Newton Murimi, gdzie matka, po smierci swego meza samotnie wychowuje trojke dzieci i dodatkowo 
przygarnela dwoje dzieci Phiniasa i Linet wyrzuconych przez ojca z domu. 


Choc ma niewiele dzieli sie jeszcze z innymi bardziej potrzebujacymi od niej i pewnie dlatego Boza Opatrznosc skierowala nasze kroki do jej chalupy. W rozsypujacej sie chacie, gdzie dziury miedzy deskami pozapychane sa starymi szmatami i workami dzieci spia na klepisku.
Wszystko dzialo sie w ekspresowym tempie. Pierwszego dnia podczas wizyty zmierzylismy powierzchnie pod dom, drugiego dnia pan Miriti szef firmy, ktora pomaga nam we wszystkich budowach i remontach, przyjechal do Laare ciezarowka wyladowana po brzegi wszystkimi potrzebnymi materialam,i od kamieni, piachu i cementu poczynajac, poprzez deski i gwozdzie, okna, drzwi itd na lozkach konczac.

Jednym slowem w ciagu doslownie dwoch dni stanal przy rozsypujacej sie chacie piekny drewniany dom. A ze nam pieniedzy jeszcze starczylo na szalenstwa zaprosilismy pana elekeltryka i solar zalozyl :) dzieciaki szalaly z radosci, nie wiem czy one kiedykolwiek wczesniej swiatlo w domu widzialy. I nie wiem kto byl bardziej szczesliwy tego dnia, ja czy one. My dowiozlysmy materace i koce tak, ze juz na trzeci dzien dzieciaki razem z mama zamieszkaly w nowym domu. Opatrznosc Boza czuwa nad nami i kazdego dnia daje nam dowody na to, ze Pan Bog troszczy sie o swych ubogich i slyszy ich wolanie...

     

niedziela, 6 listopada 2011

pracowite wakacje


Wakacje dla dzieci, a dla nas czas przygotowan i ciezkiej pracy.

Nowoadoptowane dzieci potrzebuja mundurkow do szkoly,sweterkow, butow, plecakow. Biegamy, mierzymy, szyjemy, dziergamy...uff
ostatnio musialam wynajac prawie pol matatu, by worki z wloczka na sweterki do Laare dowiezc. Teraz powoli rozszyfrowujemy kto do jakiej szkoly idzie i jakie kolory mundurkow i sweterkow tam obowiazuja. Mierzymy dzieci wzdluz i wszerz obliczamy dlugosci stop, dobieramy numery butow..Szalenstwo! 




Kazda szkola ma swoj kolor i kroj mundurka:

Laare st. Peter and Paul : brazowe sukienki i szorty,kremowe koszulki, bezowe sweterki


Amungenti: granatowe sukienki i szorty, zielone koszulki i szare sweterki


Tuuru Primary school: niebieskie sukienki i szorty,czerwona kratka koszulki i niebieskie sweterki



Tuuru Cotollengo: granatowe sukienki i szorty, blekitne koszulki, szare sweterki


Murungene: granatowe sukienki, khaki szorty, niebieska kratka koszulki, niebieskie sweterki


Mwerungundu: niebieskie sukienki, khaki szorty i blekitne koszule chlopcy,zolte koszule dziewczynki, niebieskie sweterki

Linjoka Primary School: wisnowe sukienki i szorty koszule w zielona kratke i wisniowe sweterki

Linjoka st Joseph: , brazowe sukienki i szorty, kremowe koszulki, bezowe sweterki


KK Kiula: zielone sukienki i szorty, zolte koszulki, zielone sweterki

Kirindara: zielone sukienki i blekitne koszule, khaki szorty, zielone sweterki


Athiru: brazowe sukienki io szorty, kremowe koszule, bezowe sweterki



Kabachi: brazowe sukienki i szorty, fioletowa kratka koszule, bezowe sweterki