czwartek, 16 lutego 2012

Tlusty Czwartek w Laare

Kajuju w pierwszej chwili z niedowierzaniem patrzyla na paczki...ale to byla tylko pierwsza chwila :)



wtorek, 14 lutego 2012

Valentine's Day in Laare


W walentynkowe popoludnie otrzymalismy niespodzianke... czek na zakupy dla dzieci..

Huurraa!!

 BEDZIE NA LIZAKI!!!!!



                                             BARDZO DUUUUZO LIZAKOW!!!!

ZA TEN SLODKI PREZENT I WIELE INNYCH GESTOW MILOSCI - DZIEKUJEMY!!!

One meeting with the Divine Providence can change the whole life...

Jedno spotkanie z Boza Opatrznoscia moze zmienic cale zycie...


Dzieki Adopcji na odleglosc kolejne dzieci rozpoczely w tym roku nowy rok szkolny...dziekujemy!


poniedziałek, 13 lutego 2012

Wywiadowka...powazna sprawa

Academic day at St John's Primary School in Amung'enti


It was on Saturday morning when the sisters and some parents of our children all went to school. As we arrived, we met quite a good number of parents had already arrived. Indeed, it was an academic day of class four and five. Each child was assigned a teacher whom he/she was supposted to meet with the parent or guardian. The teacher introduced his/her self to the parent. The parent likewise does the same. 

Then the serious business begins...




However the teacher let's the parent know the results of the exams the children did one month after opening the school. The teacher gives the analysis for each child per subject. Each child is made to explain why he/she did not pass well. The child was made to promise infront of the parent and the teacher that next time they are going to do their exams they will improve :) 





After visiting the children in school we went up in the mountain also to visit our poor children: Leah and Delfina. We took to them food and gift like clothes their sponsor had sent for them. They worn the clothes and thay looked very very smart. We took took some photos and gave the other children some sweets.





Wywiadowka...powazna sprawa

W sobote bylysmy w szkole w Amungenti na wywiadowce dla klas czwartych i piatych. Dzielnie zastepowalysmy rodzicow naszych dzieci chodzac od jednej klasy do drugiej od jednego wychowawcy do drugiego, sluchajac relacji i opini nauczycieli na temat naszych dzieci. Na szczescie mamy same bystrzaki, wiec nie bylo sie czego wstydzic. Nasze dzieci ucza sie poki co pilnie i sa pelne zapalu do zglebiania wiedzy. Byleby im go do osmej klasy wystarczylo. 

Wywiadowka polega tu na tym, ze rodzice siadaja z dzieckiem i nauczycielem i omawiaja wyniki testu. Tlumacza sie z czego i dlaczego poszlo im gorzej, obiecuja poprawe i probuja opisac w jaki sposob chca osiagnac te poprawe. np. Gdy nie powiaodlo im sie z jezyka angielskiego lub suahili, obiecuja ze przy nastepnych egzaminach podciagna sie o 20 czy 30 punktow, a osiagna to poprzez czytanie dodatkowych lektur i pisanie streszczen w dodatkowym zeszycie, o ktory poprosza rodzicow. 

Ostatecznie bylo tak, ze cala grupka po wywiadowkach poprosila mnie o dodatkowe zeszyty ksiazki olowki dlugopisy itd. W czasie obiadu wyskoczylysmy do miasteczka Maua, by im zrealizowac zapotrzebowanie na wszystkie przybory szkolne i po obiedzie z radoscia wreczylam im zeszyty. Niech czytaja i niech sie ucza! W szkole panuje dyscyplina, nie wolno bylo dac swemu dziecku nawet cukierka podczas tej wizyty. Dzieci przyszly po sniadaniu do holu gdzie czekaly na swoich rodzicow i opiekunow, pozniej ich zadaniem bylo zaprowadzenie rodzica do klasy, gdzie czekal juz nauczyciel, w razie potrzeby dziecko tlumaczylo rodzicom, co mowi nauczyciel.

Rodzice czesto znaja tylko swoj jezyk plemienny a wywiadowka byla w angielskim i suahili. Ogolnie w szkole jest zakaz uzywania jakiegokolwiek jezyka plemiennego. 

Po wywiadowce skoczylismy do rodziny Leah i malej Delfinki, obie otrzymaly przesyki od swoich adopcyjnych rodzicow i chcialysmy im wreczyc je osobiscie. Po drodze kupilismy troche jedzenia dla rodziny, bo to chyba jedna z najbiedniejszych rodzin jakie mamy pod opieka w Amungenti. 



                              Leah z szarej myszki zmienila sie w ksiezniczke, zaniemowila zupelnie, usmiechala sie tylko i caly czas do serca przytulala kartke od swoje adopcyjnej mamy. Delfinka ogolnie nie lubi sesji zdjeciowych i zawsze placze, tym razem miala jakis kiepski dzien bo krzyczala w nieboglosy. Nawet nowe sukienki i piekna lala nie zmienily jej pochmurnego nastroju. Jak zwykle uspokajajaco zadzalala kuracja lizakowa. Z lizakiem dala sobie zrobic zdjecie. Lizaki maja w sobie moc, coraz bardziej sie o tym przekonuje :)

piątek, 10 lutego 2012

Za kazdego robaka - lizak. Umowa stoi!

Dzieciaki czeka teraz dosyc nieprzyjemna i bolesna kuracja. po lekach robaki gina, ale trzeba je wyjac, by nie doszlo do zakazenia. Tym maluchom nawet mycie sprawia ogromny bol, wiec placza na sama mysl o zabiegu. Dzis dobilam targu z Kibakim, nosi imie po prezydencie Kenii, dzielny chlopak. Po wielu negocjacjach podpisalismy umowe: za kazdego usunietego robaka bedzie lizak :) Obie strony w pelni zadowolone. Kibaki je pierwszego lizaka a ja biegne na bazar dokupic slodyczy..









czwartek, 9 lutego 2012

Przyszedl w niedziele i zamieszkal miedzy nami


Przy ostatnim wpisie wspominalismy jak to Pan Jezus odwiedzil nas w niedzielne popoludnie. To jednak nie koniec historii poniewaz On przyszedl, spodobalo mu sie wsrod nas i postanowil z nami zamieszkac. Historia tej nowej rodziny to niesamowite doswiadczenie Bozego prowadzenia. W niedziele nakarmilismy cala rodzine i kazalismy przychodzic codziennie, by oczyscic im rany z robakow i podkarmic choc troche dzieciaki. 

Czyszczenie okazalo sie jednak ponad nasze sily, bo robactwo zajelo doslownie cale stopy dzieciakow i po usuniecu kilku insektow male stopki pozostawaly jedna wielka rana. Nie dalo sie tez zalozyc na te poranione stopy zadnych butow, wiec balam sie ze zaraz dojdzie do jakis infekcjigdy beda teraz na boso isc do domu w kurzu i brudzie i zamiast pomoc jeszcze narobimy problemow.


Zanieslismy wiec dzieci do pobliskiego dyspensarium i tam dopiero zrobilo sie przedstawienie. Doktor, ktory opatrznosciowo zjawil sie w tym dniu w Laare i zajmuje sie przypadkami niedozywienia, nie mogl uwierzyc wlasnym oczom. Twierdzil, ze dzieci w takim stanie widzial ostatnio 20 lat temu w najbiedniejszej czesci kraju. Wiele razy pytal: Gdziescie ich siostry znalazly?? Skad sie ta rodzina wziela, ze nikt tutaj o nich nie mial pojecia!! Po pierwszych badaniach okazalo sie ze prawie wszystkie dzieci sa w stanie krytycznym, tylko najstarszy Pius ma sie ciut lepiej, ale rowniez sytuacja zagrozenia niedozywieniem. Zbieglo sie pol personelu i nikt uwierzyc nie mogl, ze ta rodzina jest w takim stanie. W dyspensarium pomogli nam wykapac wszystkie dzieci, wykapali sie rowniez rodzice. 



Wszystkim dano leki i masci na jiggerss i narazie nie wyjmowano robakow. Po obiedzie poszukalismy pokoju do wynajecia we wsi, bo pokonywac codziennie 5 km z cala gromada dzieci w takim stanie jest rzecza prawie niemozliwa. 




Wszyscu codziennie biora u nas kapiel, pozniej smarujemy ich mascmi i dajemy leki oraz karmimy. Z dyspensarium dano nam specjalne pasty dozywiajace, saszetki z pozywieniem dla zagrozonych glodem i po dwoch tygodniach kuracji mamy sie zglosic ponownie. Dzis juz maluchy usmiechaly sie i powoli zaczynaly chodzic. Nadal sprawia im to ogromny bol, jednak widzac dzieci na szkolnym podworku chca bawic sie razem z nimi.

niedziela, 5 lutego 2012

Jesus can come also on Sunday...



Is is true that we can meet God in many cirmstances of our life. Any moment God can reveal himself to us especially through the poor who, Jesus liken himself with, when jesus said that whatever you do to these little ones you do it unto him.


It was today, on sunday afternoon, when we were taking lunch. Just before we finished eating we heard a strong bhang in our gate. Through the window we saw a group of people trying to knock the gate. We decided that we are going to tell them to come anather day becouse it was on Sunday and everybody was eagar to go and have a short rest.

Fortunatly, when sister went to talk to them what she saw was behond imagination. The children were malnourished dirty and full of jigers. So instead of resting the sisters all participated together prepared a meal for them called githeri. They ate and after they want home very happy. So we decided that the children will be brought at our home everyday for a period of two weeks. We shall feed them, wash and remove the jiggers.



























Jezus moze przyjsc takze w niedziele...


Czasami bywa tak, ze pochylajac sie kazdego dnia nad nedza i bieda drugiego czlowieka zaczynamy traktowac to nie jako poslyge ale jako prace. Dzis mialysmy mala lekcje na ten temat i mysle, ze nauka nie pojdzie w las. W niedziele nie pracujemy, w niedziele mamy czas na odpoczynek i relaks, w niedziele idziemy rano  na Msze swieta, ktora trwa do poludnia, a pozniej wspolny obiad i chwila odpoczynku, bo po poludniu idziemy na adoracje do kosciola. Niewiele tego czasu wolnego, wiec kazdy stara sie wykorzystac go jak najlepiej :)


Dzis jednak spotkalo nas cos niesamowitego, siedzac jeszcze przy stole po obiedzie zauwazylysmy, ze ktos dobija sie do furtki. Ktoras z siostr westchnela tylko, no nie! W niedziele... wstajac powiedzialam siostrom, by nie zapominaly, ze w niedziele tez sa misjonarkami milosierdzia i trzeba podejsc i wysluchac kogos, kto stoi i puka.



 
Ale oczywiscie jesli jest taka mozliwosc to umowic sie na jakis inny dzien, bo to normalne ze i my potrzebujemy chociazby godzinke na odpoczynek. Chwile pozniej jedna z moich siostr wrocila i oznajmila nam, ze chyba Pan Jezus to tez i w niedziele przychodzi. Smielysmy sie glosno. Siostra Agnes opowiedziala, ze jak podeszla do bramy i zapytala w czym moze pomoc uslyszala, ze to uboga rodzina poszukujaca wsparcia, kazala wiec przyjsc w poniedzialek rano. Odchodzili bez slowa. Dzieci doslownie slanialy sie ze zmeczenia i glodu.



 

      W tej chwili s. Agnes poczula, ze ta nasza wymiana zdan po obiedzie i to spotkanie ma duzo glebszy sens. Poczula, ze w tej nedzy i w tym ubostwie Bog przychodzi i nie mozna Go nie przyjac. Zaprosilismy ich do nas na podworko, w tej chwili w Laare jest strasznie goraco, wiec ustawilismy im krzeselka w cieniu i wzielysmy sie za gotowanie. 

 

Niesamowita byla to mobilizacja, nikt nie poszedl odpoczywac, ktos gotowal mleko na herbate, ktos kroil sukume do getheri, ktos cebule smazyl. Jedna z siostr rozmawiala z rodzicami dzieci. Maluchy nie mialy sily nawet oczu otworzyc ze zmeczenia, odzyly dopiero po bulce ze szklanka herbaty. Tutaj herbate pijemy z mlekiem. Po obiedzie odpoczywalismy z ta rodzina, siostry bawily sie z dziecmi, a ja sluchalam historii o tym jak i z czego utrzymuja sie ci biedacy. Az trudno w to wszystko uwierzyc. Ojciec poki byl zdrowy pracowal w polu i przy zbiorze mirra, ale od kilku lat po urazie jakiego doznal spadajac z drzewa nie moze zbyt duzo robic, bo ma niesprawna jedna reke. Mial ja zlamana w lokciu i nigdy nie poszedl z tym do lekarza, bo go na to nie bylo stac no i krzywo zroslo sie wszystko. 

Mama pracuje w polu u bogatych gospodarzy, ale przewaznie nie otrzymuje za swa prace pieniedzy tylko jedzenie dla dzieci i ubrania dla rodziny. Zadne z dzieci nie bylo posylane dotad do szkoly, bo nie stac bylo rodzicow na buty, mundurki i jedzenie. Dzieci sa niedozywione, co widac na pierwszy rzut oka, bo zamiast slicznych murzynskich kedziorkow maja szare i proste wlosy. Mieszkaja w chalupie z patykow, na workach po ziemniakach ulozonych na kawalkach kory z drzew. Stad pewnie te wszystkie jiggers. Dzis po Mszy swietej gdy dzieci plakaly, bo z powodu stop wyjedzonych przez robaki chodzic nie mogly ich rowiesnicy, inne dzieciaki z wioski przyprowadzily cala rodzinke pod nasza brame. No i odwiedzil nas Pan Bog w niedziele i odpoczal z nami :) piekne bylo to popoludnie.