poniedziałek, 25 marca 2013

Pierwsza rocznica


Dzisiaj obchodzimy pierwszą rocznicę utworzenia vice-delegacji w Kenii. Na razie jeszcze raczkujemy, ale z każdym dniem coraz lepiej uczymy się zarządzać misjami w Kenii - Nairobi, Mugoiri, Meru i Laare.
Duży wpływ na Naszą sytuację i rozwój mają dobrodzieje wspierający nasze dzieła, formację Sióstr i codzienne funkcjonowanie. Z serca dziękujemy i pamiętamy o Was w modlitwie.
Deo Gratias!





Siostry Sakramentki można wesprzeć przekazując ofiarę na konto:
Fundacja Księdza Orione Czyńmy Dobro
ul. Lindleya 12, 02-005 Warszawa
Numer rachunku: 09 1240 1053 1111 0010 1452 8931
z dopiskiem: Siostry Sakramentki

Formację zakonną Sióstr możesz wesprzeć za pośrednictwem:
Fundacja Dom na Skale
 Czmoniec 17, 62-035 Kórnik
 Numer rachunku: 28 9048 0007 2001 0000 5252 0001
 z dopiskiem : Misja w Kenii


piątek, 15 marca 2013

Wybory, nie tylko polityczne


W zeszły poniedziałek w Kenii odbyły się wybory, w tym te najważniejsze na urząd Prezydenta. Nasze dzieci, tak jak zresztą wszystkie w kraju miały tydzień wolnego z uwagi na możliwe do wystąpienia zamieszki, toteż na misji zagościł chwilowy spokój i cisza. Mogliśmy zatem poświęcić się innym obowiązkom. W każdym dniu tygodnia było coś do zrobienia, a to lakierowanie lady w szwalni, malowanie ścian, klejenie i obszywanie wykładzin w kapliczce adoracyjnej przy parafii. No tak, wszystko ładnie się zapowiadało, ale to Afryka. Tutaj żyje się inaczej – bez planu.
W środę miały przyjechać meble do biura oraz koordynator projektu adopcji, będący Kenijczykiem oraz znającym kimeru. Niestety meble nie dojechały, tak jak koordynator, zamówionej farby do malowania ściany również nie przywieźli. To normalne w Kenii wszyscy się spóźniają, albo nie przychodzą. Dla lepszego zrozumienia przytoczę fragment Ryszarda Kapuścińskiego „Heban”:
Inaczej pojmują czas miejscowi, Afrykańczycy. Dla nich czas jest kategorią dużo bardziej luźną, otwartą, elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego przebieg i rytm (oczywiście, człowiek działający za zgodą przodków i bogów). Czas jest nawet czymś, co człowiek może tworzyć, bo np. istnienie czasu wyraża się poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzenie ma miejsce czy nie, zależy przecież od człowieka. […] Czas jest istnością bierną, pasywną i przede wszystkim – zależną od człowieka. Całkowita odwrotność myślenia europejskiego. W przełożeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, że jeżeli pojedziemy na wieś, gdzie miało po południu odbyć się zebranie, a na miejscu zebrania nie ma nikogo, bezsensowne jest pytanie: „Kiedy będzie zebranie?”. Bo odpowiedź jest z góry wiadoma: „Wtedy, kiedy zbiorą się ludzie”.
Ale wróćmy do wyborów. Kampania wyborcza rodem z ameryki, komitety samochodami i autokarami objeżdżali Kenię wzdłuż i wszerz. Plakaty rozwieszone były niemalże wszędzie, od murów po drzewa i drogi, na których dodatkowo wypisywali farbą imienia kandydatów.
Dzień głosowania przebiegł spokojnie, wręcz nawet za spokojnie, gdyż nikt (bynajmniej nie słyszałem) nie nadużywał klaksonu (to się nazywa cisza wyborcza), co na tutejszych kierowców zachowaniem jest bardzo dziwnym, gdyż normalnie dźwięki klaksonów są wszechobecne – wpisały się w kulturę, nie pełnią tylko funkcji ostrzegawczej, ale i są formą pozdrowienia.
Z rana przy punkcie głosowania ustawiła się kolejka na tyle długa, że jedna z Naszych Sióstr musiała odczekać godzinę na możliwość oddania głosu. Przed lokalem wyborczym nie można było rozmawiać. Wybory ochraniała policja oraz sami obywatele nazwijmy ich Strażą Obywatelską, czyli mieszkańcy zwerbowanymi do pilnowania porządku. Mieli oni za zadanie m.in. odsyłać osoby  które zagłosowały  z targowisk  do domów, aby nie tworzyły się zgromadzenia na ulicy. 
Wybory wygrał Uhuru Kenyatta, zdobywając 50,07% głosów. Nowe prawo i konstytucja nie dopuściły tym razem do rozlewu krwi. W 2007 roku po wyborach doszło do gigantycznych zamieszek w wyniku których zginęło według różnych danych od 1200-1600 osób, a ponad 500 000 ludzi zostało bez dach nad głową, wielu z nich pozostaje bez niego do dnia dzisiejszego.
Drugim ważnym okresem było konklawe, które rozpoczęto się w dniu wspomnienia liturgicznego św. Alojzego Orione. 266 Papieżem został Kardynał Jorge Mario Bergoglio, który jako pierwszy w historii przyjął imię Franciszek. Na zakończenie pragniemy przytoczyć część artykuł, który ukazał się na stronie www.orione.pl:
Przełożony generalny, ks. Flavio Peloso, natychmiast podzielił się radością z wyboru: "mamy nowego Ojca Świętego, a to znaczy wszystko dla naszej wiary: jest Ojcem Kościoła, biskupem Rzymu, jest słodkim Chrystusem na ziemi. Dodatkowy powód radości pochodzi stad, że Papież Franciszek zna i ceni nasze Zgromadzenie, zna księdza Orione i czci go jako świętego".
Widzieliśmy go i wysłuchaliśmy podczas swego pierwszego wystąpienia zaraz po wyborze - kontynuował ks. Flavio: taki jest jego styl: prosty, ludowy, bezpośredni, nie gwiazda, lecz człowiek wiary i modlitwy, który modli się i sprawia, że modli się za Papieża tłum z placu św. Piotra i na świecie, który prosi o ciszę i odmawia wspólnie Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario i Chwała, jak czynią prawdziwi chrześcijanie.
Słyszałem kardynała Bergoglio podczas różnych uroczystości w Argentynie - zwierza się Przełożony generalny Małego Dzieła. Współbracia darzyli go zawsze serdecznością i podziwem. Jeśli chce się mieć pojęcie, jaki będzie Papież Franciszek, trzeba cofnąć się do Jana Pawła I: w obyciu skromny i pokorny, o prostej wierze i solidnej doktrynie, charakterze wolnym i mocnym w Panu, żywy szacunek dla osoby ludzkiej i duszpasterska gorliwość wobec ludzi ubogich.
Co do imienia pierwszy raz wybranego przez Papieża, ks. Peloso zauważa: "Imię Franciszek z pewnością wskazuje chęć rozpoczęcia z Kościołem na nowo od prostoty, istoty Ewangelii. Wiele w tych dniach mówiło się o wyzwaniach stojących przed Kościołem, jego odnowie. Również do tego Papieża kierują się słowa: "Idź naprawić mój Kościół". Franciszek, człowiek prosty, nie naprawiał Kościoła hucznymi projektami i rzucającymi się w oczy działaniami, ale świadectwem życia Ewangelią bez wyjaśnień - "sine glossa", w ubóstwie i zaufaniu Opatrzności, szukając istoty miłości i braterstwa.
Ks. Eldo Musso, Argentyńczyk, Radca Generalny, dodaje: "Mogę tylko powiedzieć, że kard. Bergoglio zawsze był bardzo bliski naszej Rodzinie Zakonnej w Argentynie i dobrze nam życzy. Odwiedzał nas wielokrotnie, przede wszystkim Małe Cottolengo w Claypole i nasze parafie Archidiecezji Buenos Aires. Wiele razy przewodniczył Eucharystii w dniu 2 lutego, dniu odnowienia ślubów zakonnych sióstr Orionistek w ich domu prowincjalnym. Wyświęcił niektórych naszych kapłanów i naszego biskupa Uriona... Zawsze był prawdziwym ojcem i duszpasterzem, pokorny, prosty, bliski ludziom, otwarty".

wtorek, 12 marca 2013

Wspomnienie św. Alojzego Orione

Dzisiaj jest szczególne święto dla Rodziny Oriońskiej. W tym dniu wspominamy liturgicznie św. Alojzego Orione, założyciela Naszej rodzinny zakonnej księży (orionistów) i sióstr (orionistek). Ks. Alojzy z pochodzenia był Włochem, ale szczególnie ciepły stosunek żywił do Polski, po mimo faktu iż nigdy u Nas nie był. Zwykł mawiać, że gdyby nie był Włochem, chciałby być Polakiem. Gdy 1 września 1939 roku nazistowskie Niemcy napadły na Polskę, nakazał odprawić w intencji Naszej Ojczyzny nabożeństwo błagalne o ratunek dla Niej. Przy ołtarzu kazał umieścić biało-czerwoną flagę, która po dzisiejszy dzień zdobi ściany jego ubogiego pokoju w Tortonie, gdyż chciał ją mieć przy sobie. Po lewej stronie znajduje się obraz przedstawiający ks. Orione, który znajduje się u Sióstr Sakramentek w Meru (Kenia).
Odwiedziliśmy dzisiaj ks. Dionisio z Chuka, gdzie kierowani przez Opatrzność Bożą zauważyliśmy przy parafialnym kościele zmartwioną kobietę, która opowiedziała nam swoją historię. Jest ona matką dwóch bliźniaczek, które są jednymi z najlepszych uczennic - mają same piątki i szóstki. Matka chciała je posłać do dalszej szkoły, ale okazało się, że zabrakło dla każdej z bliźniaczek po ok. 55 zł do opłaty czesnego za semestr i szkoła nie chciała ich przyjąć. Dostała tylko druczki Ministerialne z prośbą o dofinansowanie, które z uwagi na biurokrację oraz wybory rozpatrywano by dopiero za kilka miesięcy. Opisywana matka urzekła Nas swoim zaangażowaniem i troską o dzieci. Jest to kobieta bardzo prosta, nieznająca angielskiego, która się nie poddała. Nie stać ją było na opłacenie nauki dzieci, więc zbierała pośród rodziny, znajomych, sąsiadów każdy datek, aby móc posłać bliźniaczki do szkoły. I prawie by jej się nie udało, ale Opatrzność Boża w tym szczególnym dniu musiała zadziałać, aby dziewczynki mogły kontynuować naukę. Bliźniaczki zostały włączone w projekt adopcji na odległość. Poszukiwać będziemy dla nich sponsorów, a ten brak w opłacie czesnego pokryliśmy ze środków, które otrzymujemy z darowizn na adopcje bezimienną. Dziękujemy Wszystkim darczyńcom którzy podejmują takową adopcję, to dzięki Wam możemy pomóc w takich nagłych sytuacjach kierując się słowami ks. Orione: czyńcie dobro wszystkim, czyńcie dobro zawsze.
Ksiądz Dionisio jako proboszcz opiekuje się również ośrodkiem dla dzieci niepełnosprawnych znajdującym się na terenie parafii w Chuka. Niestety, nie mogliśmy dziś odwiedzić tych dzieci, których sytuacja nie należny do najlepszych. W ośrodku przebywa 16 dzieci a opiekę całodobową nad nimi sprawuje, tylko 2 opiekunów. Pozostawiliśmy księdzu do przekazania prezent z okazji święta ks. Orione - paczkę żywnościową. Bo chleb jest najcenniejszym darem, którego tak często brakuje ubogim. Ks. Alojzy Orione całe swoje życie poświęcił niesieniu pomocy najuboższym. A my idąc jego śladem, chcemy poświęcić swoje.
Czyńmy Dobro!

poniedziałek, 4 marca 2013

Wieści z Laare


Trzeci tydzień mojego pobytu w Kenii minął nie wiadomo kiedy, a wydarzeń w życiu misyjnym co nie miara. Większość pewnie jest Wam znana z poprzednich wpisów na blogu założonym przez Klaudię i Monikę, ja pokrótce postaram się streścić coś nowego, czego jeszcze nie było:)
W sobotę 23 lutego pożegnaliśmy delegację Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro, która po dwóch tygodniach pobytu w Kenii powróciła do Polski. Te dwa tygodnie były szalone, grafik napięty był maksymalnie, ale dzięki temu mogliśmy ujrzeć chociaż niewielki skrawek z życia mieszkańców tego pięknego kraju. Wszyscy wyjechali z nadzieją na powrót a więc czekamy na Was.

Niedziela była szczególna. Siostra Alicja obchodziła w tym dniu swoje 36. urodziny, więc razem z Klaudią przygotowaliśmy kilka atrakcji. Zaczęło się od kina IMAX w Nairobi. Siostra bardzo dawno temu była ostatni raz w kinie, toteż przeżycia po obejrzeniu Les Miserables były pozytywne. Następnie udaliśmy się do Bazyliki na Mszę Świętą, po której skierowaliśmy się do parku podkarmić małpki, jest to ulubione zajęcie relaksujące Naszej ukochanej siostry Alicji. Jak wróciliśmy do Domu Formacyjnego, czekały na Nas przygotowane przez wspólnotę sióstr oraz nowicjuszek występy, śpiewy i tańce, które Kenijczycy mają we krwi.
W poniedziałek pożegnaliśmy Klaudię, która opuściła Nas na dwa tygodnie i wyjechała do Zambii. Jak wróci to pewnie zda nam relację z kilkudniowej podróży autobusem, oraz pobytu w ośrodku gdzie powierzono jej opiekę nad dziećmi autystycznymi oraz z ADHD.
Tego samego dnia wracaliśmy z Nairobi do Laare. Do Meru podwiózł nas ks. Dionizio, stamtąd odebrali Nas dwaj zaprzyjaźnieni księża z Amungenti. Rozdzieliliśmy się z siostrą na dwa auta. Wracaliśmy po 19, wiec jest już zapadał zmrok, mimo tego ludzi na ulicy nie ubywało. W pewnym momencie przed samochód w którym jechała s. Alicja wyskoczyło dziecko, które uderzyło w bok pojazdu i upadło. Dodam, że samochód nie jechał z dużą prędkością, ponieważ chwile wcześniej przejechał przez próg zwalniający. Ksiądz kierujący autem natychmiast zatrzymał się. W ciągu może 5 sekund zostali obtoczeni do tego stopnia przez ludzi którzy widzieli te zajście, że nie było już możliwości nawet zjechania na pobocze. Zgromadzeni uderzali pięściami w samochód, krzyczeli, spisywali tablice i dzwonili. Wyglądało to jak by za chwilę mieli wykonać lincz (bywały przypadki, że bez dochodzenia czyja to wina podpala się samochód). Na szczęście w tym przypadku nic takiego się nie wydarzyło. Chłopca zabraliśmy do szpitala. Badanie lekarskie nic nie wykazało, wszystko było w porządku. Odetchnęliśmy z ulgą i odwieźmy go do domu. I tak zakończył się Nasz poniedziałkowy powrót do domu.
Tydzień w Laare upłynął pod znakiem robienia i wysyłania aktualnych zdjęć dla darczyńców, sprawdzaniem stanu mundurków u dzieci, dopinaniem szczegółów związanych z utworzeniem szwalni, no i śledztwem przeprowadzonym przez s. Alicję. Na posesji za nowo powstającą szwalnią leżały rury będące pozostałością po dawnej piekarni, które siostra chciała wykorzystać do zrobienia wędzarni. Niestety, nie wiadomo kto i kiedy ukradł te rury z terenu ogrodzonego trzymetrowym płotem. Śledztwo trwa nadal a efektów jak na razie brak. Ktoś zna numer telefonu do Sherlocka Holmesa? Może on pomógłby rozwiązać tę zagadkę?
Podczas jednej ze wspólnych kolacji nawinęła się dyskusja dotycząca kolorów skóry. W trakcie rozmowy wysnuto wniosek, że w Kenii są osoby, które mają karnację czarną, brązową no i czekoladową. Niespełna dzień później wniosek o karnacji czekoladowej znalazł poparcie w fakcie. W jeden z paczek od darczyńców, którą otrzymał pewien chłopczyk, znajdowała się mała tabliczka czekolady. Warto nadmienić, iż chłopiec przyszedł razem z babcią po odbiór prezentu od darczyńców. Babcia była zaradna, zaraz po otrzymaniu paczki postanowiła nie czekać i wykorzystać polskie podarunki. Wzięła chłopczyka, dała mu czekoladę i myśląc, że to mydło kazała mu umyć się przy misji. Babcia była zaskoczona, że mydełko się nie pieni – widać była to zwykła czekolada, a nie bąbelkowa:) Całe zdarzenie zaobserwowała jedna ze sióstr, która wyjaśniła babci, że czekoladę się spożywa i nie służy ona do mycia. Większość dzieci w Laare nie wie co to czekolada, nigdy jej nie jadło lub też nie lubi tego smaku. Wiadomo: inna kultura, inne smaki.
A tak na marginesie, czy wiecie jak wygląda kino w Kenii? Jest prawie jak w Polsce, no właśnie prawie robi zasadniczą różnicę. Ale to historia na następny raz...

sobota, 2 marca 2013

Studnia dla Laare

Woda to życie a studnia to nasze marzenie - mówi Siostra Alicja Kaszczuk nasza polska misjonarka pracująca w misji Laare w Kenii. Ja osobiście bardzo nieśmiało marzyłam o studni, bo zdawałam sobie sprawę jak kosztowne jest to przedsięwzięcie. Jednak codzienne spotkania z ludźmi cierpiącymi z powodu braku wody pozwoliłyby te moje marzenia dojrzały i nabrały realnych kształtów. Z pomocą przyszła Opatrzność Boża, która nigdy jeszcze nie zostawiła nas w potrzebie.
Pierwsza nieśmiała myśl o studni pojawiła się w 2011 roku podczas wizyty włoskich wolontariuszy, którzy po dwóch godzinach dowożenia wody do misji w 20 litrowych kanistrach postanowili coś z tym zrobić. Udało im się nawiązać kontakt z włoską organizacja Need You Onlus, która wspiera niejeden orioński projekt w wielu krajach. Okazało się, że podejmą się oni zadania zebrania części środków na wiercenia i na dobry początek pomogli nam opłacić fachowców, którzy poprzez specjalne pomiary oznajmili nam, ze owszem mamy wodę, ale dosyć głęboko 280 metrów pod ziemia, no i ze ta ziemia to ziemia wulkaniczna, która w zasadzie jest ogromnie trudna przy budowie studni i nawiertach. Później mieliśmy trochę bałaganu z dokumentami własności i pozwoleniami na studnie, ale na wszystko udało się znaleźć rozwiązanie. Wydawało nam się, ze teraz to już będzie z górki, niestety to był dopiero początek schodów.
Ogromną opatrznościową pomocą było dla nas finansowe wsparcie Caritas Archidiecezji Gdańskiej, która w sumie pokryła całość planowanych kosztów wiercenia. Choć to dopiero polowa projektu i kosztów z tym związanych ta decyzja dodała nam skrzydeł, bo sen o studni stawał się powoli realnym wydarzeniem i ogromna radością dla mieszkańców wioski.
Pierwsza ekipa zjechała nam tutaj w lipcu ubiegłego roku. Ależ to była radość!!! Ludzie z wioski gromadzili się wokół miejsca wiercenia i z radością i nadzieja komentowali każdy ruch pracowników. Niestety po dwóch dniach prace stanęły z powodu uszkodzenia wiertła. Zapowiadane problemy z powodu wulkanicznego podłoża dały się nam we znaki na głębokości 85 metrów. Nie było możliwości, by wiercić dalej i niestety właściciel firmy wycofał się z projektu a my zaczęliśmy szukać nowego kontrahenta. Po wielu staraniach, problemach i dniach nerwowego oczekiwania zjechała nam nowa firma i rozpoczęła prace wiertnicze zaczynając od zera, gdyż w pierwszym nawiercie na głębokości 85 metrów pozostały szczątki wiertła, których nie dało się usunąć a tym samym niemożliwe okazało się kontynuowanie wierceń. I znów ta sama dramatyczna historia, podłoże, na jakim znajduje się misja jest nie do przebicia z powodu, jakości skały. Po dwóch dniach otrzymałam telefon od nadzoru wiertniczego, ze firma wycofuje się, bo nie chce ryzykować uszkodzeniem maszyn wiertniczych.

Poprosiłam tylko o sprawozdanie spisane przez fachowców z wytłumaczeniem gdzie jest problem i co należy w takiej sytuacji zrobić, stad przed wyjazdem otrzymałam dokument, w którym wytłumaczono nam, że wulkaniczne podłoże charakteryzuje się tym, że woda, która potrzebna jest do wypchania pod ciśnieniem kruszcu z wiercenia nie zatrzymuje się na poziomie wierceń tylko natychmiast absorbowana jest w głąb podłoża i w ten sposób uniemożliwia dalsze wiercenie. Dodatkowo w tym rodzaju skały wulkanicznej spotykamy podziemne kanały, które pochłaniają hektolitry wody. Cała wioska była tak zdeterminowana i pełna nadziei, ze na dwa dni zamknięto w Laare dostęp do wody, by wszystkie jej zapasy skierować do studni, jednak po wielu godzinach wlewania jej w kanał wiertniczy pozostawaliśmy zawsze w punkcie wyjścia, czyli bez kropli wody, która umożliwiłaby nam usunięcia skruszonej skały z dna kanału.
Dodatkowo bez wody skruszona skala na moment po wyjęciu wiertła zasypuje wywiercony kanał i uniemożliwia wstawienie zabezpieczeń, stad prace posuwają się ogromnie wolno. Kolejna firma wyjechała po dwóch dniach a my zostaliśmy z problemem. Dyrektor firmy, z która podpisaliśmy kontrakt i geodeta tejże firmy nie tracą nadziei i podtrzymują nas na duchu, szukają rozwiązania i chcą dokończyć rozpoczęty projekt. Wiara i nadzieja ludzi z wioski, dla których ta studnia jest szansa na lepsze życie dodają sił również mi i sprawiają, ze ciągle ufam, ze nam się uda. W chwili obecnej poszukujemy maszyn, które w tym samym momencie są w stanie wiercić i zabezpieczać kanał wiercenia. Prawdopodobnie trzeba będzie sprowadzić ten sprzęt z Tanzanii. Z tego powodu też wzrastają planowane koszty wiercenia i wszelkie kosztorysy i projekty są już nieaktualne. Początkowo zaplanowany koszt wiercenia nie przekraczał 20 tys. euro w chwili obecnej po wstępnych rozmowach z firma wiemy, ze na pewno wzrośnie o jakieś 5000 euro. Dla nas są to niewyobrażalnie duże pieniądze. Całość wiercenia pokryta została przez ludzi dobrej woli, którzy wsparli projekt poprzez Caritas Gdańsk w obecnej jednak chwili szukam środków na dokończenie projektu.

Kochani zwracam się z prośba do was, do wszystkich darczyńców i dobrodziejów naszej misji, którzy towarzyszą nam już od lat wspierając wszystkie nasze projekty i plany w Laare. Proszę o pomoc w dokończeniu wiercenia studni, każda kwota nawet najmniejsza jest tu bardzo cennym darem. Potrzebujemy 5000 euro by cieszyć się wodą dającą życie. Potrzebujemy wsparcia finansowego i wsparcia modlitwą, by realizacja tego projektu pomimo cierpienia i trudności zakończyła się sukcesem.
Pieniądze na ten cel będziemy zbierać poprzez wspierające nas organizacje: Diakonię misyjną, gdzie projekt studni już istnieje i Fundację Księdza Orione Czyńmy Dobro, która uruchamia dla nas projekt od 01 03 2013 r. W obecnej sytuacji jest to najbardziej nagląca i konieczna inwestycja w misji. Dlatego raz jeszcze proszę o wsparcie i z góry dziękuje za okazane zrozumienie i pomoc. Ufam, że się uda, ufam, że w Laare będziemy mieli dostęp do świeżej czystej wody i że nie zabraknie jej już nigdy nikomu. Raz jeszcze dziękuje i pozostaje z darem modlitwy i wdzięcznością wobec każdego, komu nie jest obojętny los najuboższych z ubogich.
s. M. Alicja Kaszczuk MMM