poniedziałek, 24 września 2012


Z czym wolontariusz radzic sobie musi...

 

Ostatnie dni mijają pracowicie. Tak jak już pisałysmy głownie uzupełniamy dokumenty. Jest to o tyle utrudnione, że własciwie każdego dnia spotykają nas jakies niespodzianki. I tak w piątek skonczył nam sie kolorowy tusz do drukarki, papier i klej, narzedzia kluczowe dla naszej aktualnej pracy. Te ostatnie kupiłysmy w Laare, tusz przywiozła nam s. Makena, ktora akurat wracała z Meru. Zwarte i gotowe ruszyłysmy wiec do pracy. Niestety po niedługim czasie wyłączyli nam prąd. Nie było go przez cały wieczor, noc i poranek, toteż praca staneła. W sobote rano postanowiłysmy udać sie na targ, jednak sobota nie jest tutaj dniem handlowym o czym zapomniałysmy, wiec urządziłysmy sobie spacer po Laare. Spacerujac po Laare można poczuć sie jak prawdziwa gwiazda. Wszyscy nas zaczepiali i pozdrawiali, zawsze szczegolnie żywo reaguja na nas dzieci, ktore biegną z okrzykiem „mzungu”. Po drodze spotkalysmy naszego znajomego Lawrenca, ktory wlasnie szedl do nas z wizyta. Wspolnie wybralismy sie do nowopowstalej restauracji, gdzie uraczylismy sie skokiem z mango. Pozniej Lawrence zabral nas na wycieczke po Laare. Gdy wrocilysmy okazalo sie, ze prad juz jest. Zabralysmy sie wiec do pracy. Po godzinie zabraklo nam czarnego tuszu do drukarki. Niestety tym razem nie bylo kogo prosic o przywiezienie go z odleglego Meru. Aby nie tracic czasu wymyslilysmy sobie inne zajecie. Niedziela uplynela dosc leniwie. Po popoludniowej adoracji postanowilysmy popracowac jeszcze troche nad dokumentami. Niestety po kolacji znowu wylaczono prad J

Dzisiejszy dzien rowniez obfitowal w niespodzianki. Rano okazalo sie, ze istnieje pewnien sposob na to, aby zdobyc czarny tusz do drukarki. S. Alicja posiada tusz w specjalnej duzej butelce i gdy go brakuje wstrzykuje go strzykawka do pojemniczka w ktorym oryginalnie sie znajdowal. Tego trudnego zajecia podjela sie Klaudia. Zdobyla tym samym kolejny certyfikat, ktory na pewno przyda sie w Polsce ;) Dzieki tej skomplikowanej operacji udalo nam sie zakonczyc prace, z ktora mierzylysmy sie kilka ostatnich dni.
Po poludniu nadszedl czas na pierwsze odwiedziny w tym roku. Udalysmy sie z wizyta do naszych ukochanych braci Emmanuela i Wicklifa. Od jutra zaczynamy odwiedzac dzieci, co niezmiernie nas cieszy J KiM


 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz