piątek, 14 marca 2014

Szpital na peryferiach

Materi hospital i przebywający w nim włoscy wolontariusze byli dla nas opatrznościowym darem, który pojawił się w chwili, gdy najbardziej potrzebowaliśmy medycznego wsparcia. Tak to już w życiu bywa, zwłaszcza, gdy liczyć możemy tylko na Bożą Opatrzność, bo codzienność w biedzie i ubóstwie nie przynosi zbyt dużo nadziei i radości. 

Ja zawsze ufam i dzięki temu jestem świadkiem "wielkich-małych" cudów Bożej troski o tych najbiedniejszych z ubogich. Do takich bowiem zaliczyć można na 100% chłopców z Małego Domu w Chuka. Większość z nich cierpi, tylko dlatego, że nie otrzymali wcześniej odpowiedniej pomocy medycznej, wielu z nich można by ulżyć w cierpieniach poprzez operacje i zabiegi. Wszyscy potrzebują rehabilitacji. Ja nie miałam pojęcia jak im pomóc. Pewnego dnia jednak napisał do mnie wiadomość znajomy lekarz. Spotkaliśmy się rok wcześniej w jednym z misyjnych szpitali, gdzie co roku przyjeżdżał on jako wolontariusz. Bóg jest wielki! Nikt inny by tak tego nie zaplanował, w chwili, gdy siedziałam nad kartami niepełnosprawnych chłopców myśląc jak im mogę pomóc, pisze do mnie znany i ceniony we Włoszech chirurg- ortopeda, wieloletni wolontariusz szpitala w Materi. 


Pisze, że jeśli mam kogoś, kto potrzebuje operacji lub rehabilitacji, to on czeka za miesiąc przez miesiąc. Przyjeżdża z całą ekipą, więc można słać pacjentów. Radość w takich chwilach to nie jest taka zwykła radość, to pełnia szczęścia z przeświadczenia ze Ktoś czuwa i kocha! Już za miesiąc cała włoska ekipa była ze mną w Chuka, by przebadać wszystkich chłopców. Do operacji zakwalifikowano 11 z 20. Niestety udało nam się skontaktować tylko z niektórymi z rodziców i tylko ich dzieci mogły być natychmiast operowane, bo mieliśmy pisemną zgodę rodziców. 


Dramatem jest to, że większość chłopców musi przechodzić bolesne operacje tylko dlatego, że nie maja zapewnionej żadnej opieki, żadnej rehabilitacji, żadnej fizjoterapii. Cały dzień siedzą w wózkach inwalidzkich, w niedostosowanych protezach, w ciemnościach egipskich na dodatek, bo w domu gdzie mieszkają nie maja prądu. Szpital w głębi sawanny w Tharaka, w wiosce Materi był więc dla nich rajem i nadzieją na lepsze. Teraz po zabiegach wracają do domów, a ja dalej ufam Opatrzności Bożej, ze znajdą się pieniądze na przygotowanie pokoju do rehabilitacji, na podłączenie prądu, na paczkę cukierków na osłodę życia. Marzy mi się zatrudnienie w Małym Domu rehabilitanta, który każdego dnia byłby na miejscu, by pomagać moim chłopcom. W każdym razie z całego serca dziękuję doktorowi Luigi Prosperi z Bolonii i całej jego niesamowitej ekipie za wsparcie, za czas nam poświęcony, za miejsce w szpitalu i za udane operacje i troskę o naszych małych pacjentów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz