sobota, 11 sierpnia 2012

Na slubnym kobiercu...

Mungu akubariki!

Dzisiejszy dzień upłynął nam w dużej mierze na oczekiwaniu ;-) a potem na przeżywaniu uroczystości zaślubin jednego z synów Przyjaciela naszej misji. Uroczystość - zgodnie z tym, co podano na zaproszeniu - miała rozpocząć się w kościele o godz. 10.00. Gdy przyszłyśmy do parafii - ok. godz. 11.00 - trwały  jeszcze prace przygotowawcze związane z montażem dekoracji. Przygotowane już na tę okoliczność i zaprawione w czekaniu zabrałyśmy ze sobą do kościoła to, co pomogłoby nam przeżyć ten czas pożytecznie, a przy okazji także nieco przyjemnie. Na szczęście na terenie parafii znajduje się mieszkanie dla wolontariuszy, w którym spędziłyśmy trzy godziny, gdyż ceremonia rozpoczęła się o godz. 14.00  

Kościół został przyozdobiony balonami, brązowo-pomarańczowym materiałem i kwiatami. Przed wejściem ustawiono bramę z żywych kwiatów. Cały kościół wypełniony był po brzegi weselnikami, a przy ołtarzu stanęło trzech kapłanów. 

Po homilii małżonkowie wypowiedzieli słowa przysięgi, a podczas nakładania obrączek posypano ich głowy śniegiem w sprayu. Na znak zawartego sakramentu małżeństwa panna młoda okryła welonem pana młodego. Nie zabrakło oczywiście gromkich braw, radosnego śpiewu i tradycyjnych tańców.

Po zakończeniu Mszy św. wszyscy uczestnicy uroczystości udali się na plac przyszkolny. Byłam zaskoczona rozmachem, z jakim przygotowano tę uroczystość oraz ilością gości. Każdy mógł skorzystać z ciepłego posiłku, dołączyć do tanecznego korowodu oraz skosztować weselnego ciasta. Było zatem wśród weselników wielu ludzi ubogich, bezdomnych, dzieci ulicy i po prostu, zwyczajnych mieszkańców wioski. 

Do domu wróciłyśmy już po zachodzie słońca, pełne jednak wrażeń i bogatsze w kolejne doświadczenia.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz