piątek, 30 września 2011

It’s time to say goodbay

Po 3 pięknych i pełnych wrażeń miesiącach spędzonych w Laare z naszymi dziećmi nadszedł czas podsumowania i pożegnania. Afryka będąc naszym największym marzeniem, 3 miesiące temu była również wielką nieznaną. Odkrywałyśmy ją w najpiękniejszy z możliwych sposobów – poznając ludzi, przebywając z nimi, niejednokrotnie doznając trudności z jakimi borykają się na co dzień. Najpiękniejszym darem jaki otrzymałyśmy była możliwość obcowania z naszymi dziećmi, które pokochałyśmy całym sercem. To dla nich tutaj byłyśmy. Te 3 miesiące zapamiętamy jako czas pełen miłości, ciepła i radości.

Pożegnania zaczęłyśmy już tydzień temu, kiedy to wybrałyśmy się ponownie do domu Emmanuela Kimathi, który jest bratem adopcyjnym jednej z nas. Emmanuel jest bardzo nieśmiały i mimo jego bardzo dobrej znajomości angielskiego nie można z nim porozmawiać. W jego domu zostałyśmy przyjęte bardzo życzliwie. Mama była bardzo szczęśliwa widząc nas ponownie. Zastałyśmy też jego starszego brata, który mieszka w Nairobi i jest bardzo przystojny ;). Rodzina Emmanuela w podzięce za pomoc obdarowała nas kurą. Jako, że do domu Emmanuela jest kawałek drogi, postanowiłyśmy wracać piki-piki. To była niezapomniana podróż – na motorze z kurą w ręce. W środę nadszedł czas pożegnania z naszymi kochanym chłopcami – Emmanuelem i Wickliffem i ich rodziną. Klaudia, która jest mamą adopcyjną Emmanuela i jednocześnie siostrą adopcyjną Wickliffa zrobiła duże zakupy dla całej rodziny i po szkole zabrałyśmy wszystkie dzieci do ich domu. Oczywiście poszliśmy razem z s. Makeną, aby dowiedzieć się jak najwięcej o sytuacji rodziny i dopytać w jaki jeszcze sposób można jej pomóc.

Jednak prawdziwy czas pożegnań nadszedł w piątek. Był to dzień niezwykły, bowiem oprócz pożegnania z dziećmi, tego dnia odbył się chrzest Naomi Peris, a Pani Małgosia, która jest jej mamą adopcyjną została chrzestną dziewczynki. Specjalnie na chrzest Naomi część naszych dzieci została zwolniona ze szkoły, tak aby mogła uczestniczyć w tym wielkim święcie. Święto było podwójne, ponieważ tego samego dnia Pani Małgosia obchodziła swoje urodziny. Czy można sobie wyobrazić lepszy prezent? Zaraz po chrzcie nadszedł czas pożegnania z naszymi dzieciakami, które jak zawsze pięknie dla nas tańczyły i śpiewały. Wszystkie bardzo się wzruszyłyśmy, zresztą nie tylko my. Również nasze dzieciaki, które miały przemawiać nie były w stanie opanować płaczu. Mimo wszystko jednak było bardzo radośnie z powodu tańców i śpiewów. Jak zawsze na tę okoliczność na stole pojawił się dobrze już wszystkim znany tort bananowy . Kolacja dla dzieci również była wyjątkowa, dostały bowiem mięso, które na ich talerzach gości niezwykle rzadko. Po kolacji nadszedł czas na obdarowanie naszych małych i starszych przyjaciół prezentami przywiezionymi jeszcze z Polski. Wszystkie dzieciaki były bardzo szczęśliwe. Sobota była naszym ostatnim dniem w Laare. Ten dzień miałyśmy zaplanowany całkowicie, bowiem chciałyśmy jeszcze popracować. Pani Małgosia razem z Naomi i naszym księdzem proboszczem mieli jechać na safari. My z uwagi na kończące się pieniądze ten wyjazd sobie odpuściłyśmy. Jednak proboszcz zrobił nam wielką niespodziankę i w podzięce za nasze bycie z dzieciakami zabrał nas ze sobą. Na safari było oczywiście cudownie – miałyśmy szczęście, gdyż widziałyśmy naprawdę wiele zwierzaków. Tylko lwów znowu zabrakło, ale nie można mieć wszystkiego będąc pierwszy raz w Kenii, musimy mieć po co wracać. Wieczorem uroczyście pożegnałyśmy się z naszym siostrami, które specjalnie na ta okazję spędziły w kuchni ponad 3 godziny przygotowując dla nas samose. Otrzymałyśmy ręcznie robiony certyfikat potwierdzający między innymi umiejętność produkowania okładek na książki. Same również podarowałyśmy naszym siostrom kilka drobiazgów. W niedzielę zaraz po Mszy Świętej spakowałyśmy swoje rzeczy i spędziłyśmy jeszcze trochę czasu z dziećmi, które przyszły nas pożegnać. Potem przyjechał po nas ksiądz Dionizy i udałyśmy się w podróż do Nairobi.

W tym miejscu chciałybyśmy podziękować przede wszystkim siostrze Alicji oraz całej wspólnocie sióstr z Laare. Dzięki Wam czułyśmy się w Laare jak w rodzinnym domu. Wasza posługa wśród najbiedniejszych to piękne świadectwo miłości. Bycie w Laare uświadomiło tam również jak ciężką pracą jest odwiedzanie dzieci i informowanie sponsorów o ich aktualnej sytuacji. Przez te 3 miesiące odwiedziłyśmy 160 dzieci objętych projektem, a także włączyłyśmy do adopcji 93 nowe dzieciaki czekające na pomoc. Nie zrobiłybyśmy tego bez s. Makeny, która dzielnie nam towarzyszyła. Jednocześnie informujemy, że nasz pobyt w Laare się skończył, a s. Alicja z uwagi na rozliczne obowiązki przełożonej nie zawsze jest w stanie odpowiadać na każdą prośbę dotyczącą informacji o dziecku. Jak często pisałyśmy wiele dzieci mieszka daleko od Laare albo żyje na szczytach gór i dotarcie do nich nie jest łatwe. Tym bardziej cieszymy się, że udało nam się przesłać aktualne informacje oraz zdjęcia do większej części rodzin adopcyjnych. Tym którzy tą okazję wykorzystali i korespondowali z nami bardzo dziękujemy. To dzięki Wam istnieje misja Laare. K i M

PS. Jeszcze tu wrócimy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz