środa, 14 września 2011

Z wizytą u Naomii

W poniedziałek, po długiej podróży z przygodami, przybyła do nas pani Małgosia, która jest mamą adopcyjną Naomi Peris, dziewczynki chodzącej do naszej szkoły. Przez cały kolejny dzień Pani Małgosia czekała na przybycie swojej córki. Naomi pojawiła się zaraz po lekcjach. Dziewczynka nie wiedziała, że czeka na nią jej sponsor, toteż była bardzo zaskoczona całą sytuacją. Pani Małgosia nie kryła wzruszenia, widać było jak bardzo przeżywa spotkanie z Naomi. Również reszta dzieci była bardzo zainteresowana tym niecodziennym wydarzeniem. Wiele dzieci tutaj marzy o tym, aby spotkać swojego sponsora i jest to dla nich wielka radość, kiedy sponsor przyjeżdża. Po wspólnych chwilach spędzonych na naszym podwórku postanowiliśmy udać się do domu dziewczynki, aby zobaczyć w jakich warunkach mieszka i poznać babcię, która sprawuje nad nią opiekę. Wyprawa do domu Naomi nie jest prosta, gdyż dziewczynka mieszka na szczycie jednej z gór otaczających Laare. Na szczęście nasze przewodniczki – Lena, Kajuju i Fridah poprowadziły nas łagodniejszą drogą. Również warunki pogodowe nam sprzyjały, bowiem przez kilka ostatnich nocy padał deszcz co utwardziło nasz szlak, a piasek nie wsypywał się do butów. Po długiej wspinaczce wreszcie dotarliśmy na szczyt góry.
Pani Małgosia poznała babcię Naomi, która bardzo się o nią troszczy. Również dom był wysprzątany, mimo że kobieta nie wiedziała nic o naszej wizycie. Naomi otrzymała od swojej polskiej mamy śliczną lalkę oraz coś słodkiego, również babcia została obdarowana prezentami. Jednak największa niespodzianka czekała na dziewczynkę kolejnego dnia.  Pani Małgosia bowiem zabrała ją na zakupy do Meru. To dopiero było wydarzenie. Podróż samochodem nieco zmęczyła Naomi, jednak pobyt w Meru oraz zakupy zrekompensowały ten stres. Również my robiłyśmy kolejne zakupy dla naszych dzieci za pieniądze przesłane od sponsorów. Jednak najważniejszą osobą dziś była Naomi, która wyszła ze sklepu w nowych butach, niosąc wybrane przez siebie ubrania i inne drobiazgi. W międzyczasie tradycyjnie udałyśmy się na samose i koktajl owocowy. Dla Naomii zamówiliśmy frytki, gdyż byłyśmy pewne, że nie zje samosy. Ku naszemu zdziwieniu frytki jej nie smakowały, podobnie jak coca-cola i fanta. Stwierdziłyśmy, że pewnie najchętniej zjadłaby getheri albo ryż z sukumą, ale tego w naszej ulubionej restauracji nie serwują. Po obiedzie odwiedziliśmy jeszcze jedno dziecko objęte projektem, aby wręczyć mu paczkę od sponsora oraz dokończyliśmy zakupy. Do Laare wróciliśmy po 18.00, czyli na chwilę przed zapadnięciem zmroku. K i M

2 komentarze:

  1. Jednak marzenia się spęłniają ... w przypadku Pani Małgosi na pewno ! Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczna historia... By każde dziecko miało takie szczęście - ja kiedyś swoją małą Księżniczkę też na pewno odwiedzę...

    OdpowiedzUsuń