sobota, 21 lipca 2012

Buty, pchly i kosci

Mungu akubariki!

Temat tego posta może brzmi może nieco zagadkowo, więc żeby nikogo niepotrzebnie nie trzymać w napięciu napiszę krótko (tym bardziej, że po 1. nigdy nie wiadomo, kiedy znowu zabraknie nam prądu, a po 2., trzeba mi nieco odpocząć, gdyż jutro jedziemy do Nairobi matatu  - a to nie lada wyprawa - zwłaszcza wspomnianym środkiem transportu)

A zatem punkt 1. BUTY

Jak wiadomo wszystkim, którzy śledzą naszego bloga - jakiś czas temu otrzymałyśmy "megapakę" z Polski, a w niej sporo różnych upominków - wśród nich - wspomniane BUTY. Do misji raz po raz zgłaszają się zatem nasze Dzieci po odbiór upominków od swoich adopcyjnych Rodziców. Nikt nie wychodzi od nas z pustymi rękami, a na twarzy każdego Dziecka pojawia się uśmiech - wszystkie bowiem są wdzięczne za to, co otrzymują. 

Dziś przywędrowała do nas trójka rodzeństwa. Każde z dzieci miało poranione stopy (powód - dżigasy, robaki żywiące się ludzką tkanką), i dosłownie rozlatujące się buty. Tenisówki, w których przyszła do nas dziewczynka, były prawie całkowicie pozbawione podeszwy. Buty chłopców były dziurawe, powiązane sznurkami. Widok nędzy!!! Zdjęcia same w sobie naprawdę wszystkiego nie oddadzą! Cała trójka otrzymała dziś nowe buty i odzież. A my dziękujemy Bożej Opatrzności za to, że działa, że czuwa nad nami, że posługuje się sercami tak wielu ludzi, by za ich pośrednictwem dobro było udziałem naszych ubogich dzieci!



Punkt 2. - PCHŁY

O pchłach wspomnę tylko tyle, że naprawdę tu są - czego doświadczam dotkliwie z powodu coraz liczniejszych znaków na moim ciele, które świadczą o ich niezwykłej aktywności! Dziś toczyłam także bój z komarami! Czy zwyciężyłam? Okaże się za dwa miesiące, wszak dowodem zwycięstwa może być tylko moje zdrowie. Póki co jestem wolna od malarii!!!

Punkt 3. - KOŚCI

To temat zupełnie odrębny i także nieopatrzony jeszcze fotokomentarzem.W naszej miejscowości jest kilka punktów, w których można kupić mięso. W sklepach mięsnych nie ma praktycznie żadnych wędlin. Na hakach wiszą olbrzymie kawałki mięsa. Mięso nie jest porcjowane. Za tę samą cenę można kupić kawałek słoniny i schabu. Wszystko zależy od tego, co się akurat nawinie sprzedawcy - co odrąbie swoją maczetą i rzuci na szalę. Sprzedawca wygląda jak rzeźnik. Biały fartuch - jest tylko wspomnieniem białego fartucha! Na ladzie są ślady krwi, ścinki z mięsa, kawałki kości... Widok mało przyjemny, ale... choć osobiście do miłośników mięsa nie należę, to oczywiście S.M. Alicji w zakupach towarzyszę. Dziś także udałyśmy się do masarni, by nabyć na jutro porcję mięsa i kości. Siostra ma swój ulubiony sklep, gdzie jest już znany Jej gust i smak ;-) Temat kości jednak nie byłby tak pasjonujący i wart rozwinięcia, gdyby nie fakt, że dziś otrzymałam w prezencie od właściciela sklepu - cały kilogram kości ZA DARMO!!! Trudno powiedzieć, że był to "słodki upominek", ale... przecież nie każdego dnia otrzymuje się takie prezenty! Ciąg dalszy tej historii był taki, że część kości ofiarowałyśmy naszemu gospodarzowi Njiru, by mógł ugotować sobie na nich zupę, którą spożyje w dniu jutrzejszym, tym bardziej, że coś do tych kości s.Alicja jeszcze mu dołożyła! 

U końca kolejnego dnia w Laare Bogu chwała za wszystko, co nam daje i czym pozwala dzielić się z innymi! 

Deo gratias! S.M. Amabilis ze Współsiostrami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz