czwartek, 26 lipca 2012

Na sawannie

Mungu akubariki!

Wczorajszy dzień był niezwykle obfity w doświadczenia. Dla mnie - zupełnie nowe! Przed południem przyjechał po nas do Laare (tzn. po S.M. Alicję, S.M. Agnies i po mnie) ks. Dionizy z Amungenti. Razem z Nim i Jego Przyjacielem pojechaliśmy na sawannę, do szkoły, której ks. Dionizy dał początek, i której rozwój cały czas wspiera. 

Po drogach sawanny podróżowałyśmy Land Roverem z parafii ks.Dionizego. Wszędzie unosił się rdzawy pył i kurz, a w oddali widać było masywy górskie. Nim dotarliśmy do szkoły mijaliśmy plantacje bawełny i pola kukurydzy, której z powodu suszy nie udało się zebrać miejscowej ludności. Mijaliśmy też dzieci niosące bukłaki z wodą, pasące bydło, dzieci obdarte i bose... 




Na miejscu czekali na nas uczniowie, ich rodzice oraz nauczyciele. Celem naszej wizyty było m.in. przekazanie darów otrzymanych w "megapace z Polski". Dzięki pomocy dyrektora szkoły udało się mądrze rozdysponować buty, plecaki i odzież tak, by dotarła ona w pierwszej kolejności jako nagroda do najzdolniejszych dzieci, a następnie do wszystkich pozostałych tak, by nikt nie odszedł z pustymi rękoma.

Pierwsze uśmiechy na twarzach dzieci pojawiły się już na początku, gdy każde z nich otrzymało po prostu lizaka! Nieco później zaczął się istny maraton - przymierzanie butów, kamizelek, koszulek, przydzielanie nowych plecaków i robienie mnóstwa zdjęć!!!






Kolejny raz doświadczyłam tego, że choć jestem bezradna językowo, to jednak można się porozumieć - zwłaszcza z dziećmi i młodzieżą - także na wiele innych sposobów. Język miłości jest uniwersalny, każdy go zrozumie!!! I za to chwała Panu!!!

Szkoła, którą odwiedziliśmy jest naprawdę skrajnie uboga. Co prawda tuż obok zbudowanej z krowiego łajna i patyków szkoły powstaje nowy budynek, ale z każdego kąta wygląda bieda, jakiej nawet nie można sobie wyobrazić. W szkole uczy się setka dzieci. Zatrudnionych jest w niej na stałe trzech nauczycieli. Dzieci do szkoły zamiast plecaków przynoszą plastikowe kanistry z wodą. To nasze najbiedniejsze dzieci. Żyją jakby oderwane od cywilizacji, z dala od niej... Ta izolacja nie jest jednak najbardziej poruszająca, ale bieda, głód, sieroctwo - TAK! |Bez pomocy ludzi o sercach bez granic te dzieci nie mają przed sobą żadnych perspektyw! Boża Opatrzność czuwa nad tą niewielką osadą na sawannie. Czuwa w osobie ks. Dionizego, który dał początek szkole i dba o jej rozbudowę. Jednak potrzeby tych ludzi są po prostu ogromne - a wciąż niezaspokojone nawet w najbardziej podstawowy sposób!



Na trasie naszej wczorajszej wyprawy była też jedna z rodzin należących do parafii ks. Dionizego, dzieci mające już swoich adopcyjnych Rodziców w Polsce, które odwiedziliśmy w ich domach oraz w szkole w Amungenti.





Na koniec dnia, już w półmroku - zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć w bajecznym, bananowym gaju, na polu sukumy i kukurydzy, które uprawia ks. Dionizy z myślą o swoich 900 uczniach! Amungenti to szkoła o zupełnie innym obliczu niż ta na sawannie. Widać tu gospodarczy zmysł ks. Dionizego i Jego troskę o rozwój dzieci i młodzieży, powierzonych Mu przez Bożą Opatrzność. To najlepsza szkoła w okolicy!!! Dziękujemy Bogu, że troje naszych najzdolniejszych dzieci znalazło się w szeregach uczniowskich i zdobywa wykształcenie w Amungenti!



1 komentarz:

  1. Tak bym strasznie chciała, by przy tej cudnej opowieści pojawiła się tu choć jedna fotka mojej ukochanej Leah ....
    Siostry, jesteście po prostu wielkie za to, co robicie !

    OdpowiedzUsuń