sobota, 21 kwietnia 2012

Przez krzyz do Zmartwychwstania


Ostatnie miesiace byly dla nas szczegolnie trudne. Szlismy bowiem razem z Jezusem trudna droga bolu, cierpienia i bezsilnosci wobec krzyza i smierci. Dzis razem z Nim przezywamy radosc zmartwychwstania i trwamy w nadziei, ze Duch Pocieszyciel bedzie nam dany.
Smierc Jelidy i otrucie malego Daudi sprawily, ze przez chwile doswiadczylam ciezaru kamienia grobu i tracac z oczu swiatlo nadziei poczulam bolesnie cala moja bezsilnosc i niemoc wobec przerazajacej biedy i zacofania, wobec smierci. Jelidah zmarla, bo mama nie miala dla niej jedzenia i glodzila przez tygodnie. 

 Daudi zostal otruty, bo komus z sasiadow nie powodzilo sie i stwierdzono, ze maly chlopiec jest tego przyczyna. Daudi byl niewidomy, jego rodzice zmarli ,wiec sasiedzi twierdzili, ze nad rodzina ciazy klatwa. By przerwac pasmo nieszczesc sasiadow Rada Starszych zgodzila sie na otrucie chlopca. Nie zdazylismy nawet zabrac malego do szpitala. Wszystkie te bolesne doswiadczenia wprowadzily nas w tajemnice zbawienia w sposob tak doslowny i namacalny, ze gdyby nie nadzieja, jaka dalo nam Zmartwychwstanie, trudno byloby powstac. W Wielki Piatek uczestniczylismy w drodze krzyzowej, a ja spotykajac na niej naszych ubogich niosocych dumnie koslawe krzyze zbite z desek czulam, ze Jezus chce mi cos przez to doswiadczenie powiedziec. Mialam przy sobie maly krzyzyk, piekny i blyszczacy ze srebrnym Panem Jezusem. I wstydzilam sie ogromnie, bo jakos ten Pan Jezus nie pasowal do mojej rzeczywistosci i do tego, co przezywalam w tej chwili. 


Twarz Jezusa umeczonego i upokorzonego odbijala sie dzis jeszcze bardziej wyraznie w twarzach naszych ubogich, ktorzy razem ze mna kroczyli droga krzyzowa. Moj krzyzyk, to krzyz misyjny, otrzymalam go w dniu poslania na misje. Tego dnia patrzac na niego robilam sobie rachunek sumienia. Przypominalam sobie moja radosc i entuzjazm w chwili misyjnego poslania i w zasadzie nikla swiadomosc tego, co mnie czekalo w tej mojej ziemi obiecanej. Dzis, zyjac wsrod ubogich, doswiadczenie krzyza staje sie naszym chlebem codziennym. Krzyz niezrozumienia, samotnosci, krzyz bezsilnosci wobec ogromu cierpienia ..nasz chleb misyjny. Ale jednoczesnie nigdy wczesniej nie doswiadczylam takiej jednosci w cierpieniu, takiej solidarnosci, tak wielkiej milosci. Bo gdyby nie ta nasza kenijska droga krzyzowa gdzie ja bym spotkala tylu Cyrenejczykow, tyle Weronik, tyle wspolczujacych kobiet? Codzienne listy, maile, paczki dla naszych ubogich, swiadomosc, ze na tej drodze nie jestesmy sami pozwala nam z nadzieja wspinac sie ku gorze.


 Niesamowite uczucie przyjazni i milosci osob, ktorych nigdy wczesniej nie spotkalam, ktorych nie mialam okazji poznac osobiscie. Bezwarunkowa milosc do tych, ktorzy odwdzieczyc sie nijak nie potrafia czyli do naszych dzieci, ktore wielokrotnie cierpia zupelnie niewinnie, to nasza aautentyczna tajemnica zbawienia. Jezus jest obecny tu i teraz w kazdej z tych sytuacji. On jest obecny w naszych ubogich, razem z nami bezsilnie poddaje sie cierpieniu i ponizeniu, by Milosc mogla zwyciezyc, by Milosc, ktora jest Bog sam stala sie widzialna poprzez kazdy gest solidarnosci adopcyjnych rodzicow, sponsorow, dobrodziejow. By swiat uwierzyl... I tylko obdarte dzieci pod kosciolem zachwycone byly "siostrzanym" Panem Jezusem, a ja patrzac na nie zachwycalam sie jasnym swiatlem zmartwychwstania bijacym z ich oczu. 
 

1 komentarz:

  1. Jestem zachwycona tym jak oddała Siostra sens działania takich programów jak adopcja na odległość...

    OdpowiedzUsuń