piątek, 27 stycznia 2012

Choroby tropikalne codziennoscia nasza

Kochani pisze, by obalic mity na temat mojego zdrowia, a dokladniej jego braku. Ja mam sie wysmienicie i rewelacyjnie! Prawda jest, ze znow otrzymalam w pakiecie malarie i tyfus, ale to tylko brzmi tak strasznie, a w naszych warunkach to tak jak zwykla grypa bez powiklan:) da sie przezyc.



Ostatnio odwiedzilam znajomego ksiedza misjonarza w Isiolo i wyjechalismy na obiad do restauracji. Restauracji, ktora byla jednoczesnie barem i ksiegarnia. 







Trzeba bylo jechac, bo w domu parafialnym woda w studni jest slona, a ze ta nasza wizyta bya niezapowiedziana nie dowiezli swiezej. No i teraz skad ten tyfus, zobaczcie sami. 


W restauracji zapewne wody swiezszej niz w domu nie bylo, zreszta niewiele tam bylo w ogole, tylko na brudnych hakach nogi kozie( swieze!) i kilka konczacych sie talerzy. Mi trafil sie dziurawy talerz, wiec zupe z koziej nogi podali mi w metalowym kubku. 





Reszte kozy ugotowali, staram sie nie myslec w czym i jak:) Pan, ktory nam porcjowal mieso umyl rece w naszym towarzystwie, coby nas zapewnic o przestrzeganiu higieny, ale deska na ktorej to mieso kroil...moj Boze i jak tu nie zlapac tyfusa czy ameby?

czwartek, 12 stycznia 2012

Nowy rok szkolny

Naomi Mugure pierwsze przymiarki
Wanja Millicent w nowej kreacji
Styczen to dla nas poczatek nowego roku szkolnego i powrot do naszych stalych obowiazkow. Pierwszy miesiac jest najtrudniejszy, bo czekaja nas zakupy i przygotowania do szkoly ok 400 dzieci. Jezdzimy od szkoly do szkoly, spotykamy sie z dyrektorami placowek, oplacamy czesne za kolejny semestr nauki, pytamy o biezace potrzeby dzieci i zapisujemy do szkoly dzieci nowo objete projektem. 

Epiphas Mugendi Tharaka Secondary School

W pierwszym tygodniu stycznia poslalismy do szkoly uczniow szkol srednich. Pozniej otworzono wszystkie szkoly podstawowe i na koncu szkoly z internatem. Od rana do wieczora mierzylismy mundurki, buty, sweterki, rozdawalismy olowki i zeszyty, a na dzieci, ktore poslalismy do internatu czekaly wielkie zakupy, dobrze, ze te szkoly otwieraja kilka dni pozniej. 

Do szkoly w Amungenti poslalismy dwie siostry ze szkoly w Laare. Evaquine i Winfred. Dziewczynki sa bardzo zdolne, ale problemem w domu bylo to, ze brakowalo im jedzenia. Babcia, ktora wychowuje dzieci nie jest w stanie zaspokoic ich podstawowych potrzeb, dzieci czesto chodzily zebrac po szkole proszac sasiadow o talerz jedzenia.
I choc wspolnymi silami udalo nam sie rozbudwac chate babci i wstawic tam dodatkowe lozka i materace, ciagle pozostawal problem wyzywienia. Dziewczynki mieszkaja za daleko od misji, by uczestniczyc w projekcie dozywiania, stad decyzja przeniesienia ich do innej szkoly.
Zakupy do szkoly z internatem to szalenstwo, nie mam pojecia jak radza sobie zwykli prosci ludzie. Biegalam za tym wszystkim trzy dni i wydalam majatek. Nie wyobrazam sobie rodzicow, ktorzy maja po kilkoro dzieci w boarding school i dodatkowo w szkolach srednich.
Przed przestapieniem progu szkoly sprawdzane jest wyposazenie ucznia. 


Przykladowo do Amungenti mielismy podana liste zakupow:
mundurek szkolny 3 pary
2 szare swetry
3 pary bialych skarpetek plus dwie pary szarych z bialym paskiem :)
2 koce, 2 przescieradla zielone, nakrycie na lozko zielone, poduszka i materac, 2 pary czarnych butow i tenisowki, talerz, lyzka i kubek, miska i wiaderko, klapki i recznik, bielizna 6 sztuk, chusteczki do nosa x4, pasta do butow, srodki czystosci( mydlo do mycia, mydlo do prania, pasta do zebow i szczoteczka, papier toaletowy, krem, grzebien) latarka i baterie, koszule nocne 2 sztuki, stroj gimnastyczny, teczka na dokumenty, Biblia, parasol, gumowce.
noz "ogrodowy" w kuferku pod lozkiem kazdego dziecka

Panga czyli ogromny noz do prac w polu, nozyczki i zestaw matematyczny. Slownik angielski, slownik suahili, 2 lektury szkolne, dlugopisy olowki, dwie klodki, moskitiera, kurtka. A wszystko to wlozyc nalezy do wielkiego metalowego kufra, ktory bedzie zawsze pod lozkiem w sypialni w szkole. Uff. Dla naszych ubogich dzieci, ktore dotad spaly na klepisku i jadly na lisciach bananow taki przeskok to ogromny szok, ale tez wielka radosc. Sama do siebie sie usmiechalam widzac z jakim namaszczeniem i niedowierzaniem glaszcza przescieradla i koce. Dziewczyny po tych zakupach nie spaly dwie noce. 


Przed samym wyjazdem wykapalysmy je, przebralysmy i pojechalysmy pozegnac sie z babcia. Babcia plakala z radosci. 



W szkole czekalo na nas wieloetapowe przyjecie. Rejestracja i nadanie admission number, sprawdzenie dokumentow i oplat za szkole, sprawdzenie zawartosci kuferka.

Pozniej znow stalismy w kolejce, by zaznaczono nam na wszystkim cosmy przywiozly numery, ktore zostaly nadane dziewczynkom. Szalenstwo, kazda skarpetka, kazdy koc i przescieradlo zostalo podsteplowane odpowiednim numerem, a moja siostra musiala zadbac o to by ksiazki i zeszyty byly popodpisywane. Pozniej juz tylko widzialysmy nasze dziewczynki z daleka jak szly z innymi dziecmi na obiad. Pomachalysmy im na pozegnanie i wrocilysmy do domu. W drodze powrotnej zajrzalysmy rowniez do szkoly w Kabachi, by oplacic czesne za nasze dzieci objete projektem.








sobota, 7 stycznia 2012

....


Mark Koome zmarl 23 grudnia w Kenyata Hospital. My o smierci chlopca dowiedzielismy sie 5go stycznia, po prawie dwoch tygodniach. Smutne to. Nikt ze szpitala nie poinformowal rodziny o smierci dziecka.

środa, 4 stycznia 2012

Amung'enti powodem dumy Narodu!

Szkola w Amungenti w czolowce najlepszych szkol w Kenii! Az trudno uwierzyc, ze sposrod siedmiuset tysiecy uczniow klas osmych w kraju absolwent Amungenti byl na 6 pozycji. A szkola w Amungenti zostala ogloszona najlepsza szkola w diecezji Meru i jest trzynasta na pozycji wszystkich szkol w swojej kategorii w kraju!  Sposrod wszystkich uczniow w calej Kenii najwiecej punktow zdobyl uczen z Nairobi otrzymujac 442 punkty a nasz champion z Amungenti 438! 4 punkty roznicy! Samson Mwenda jest na 6 pozycji sposrod wszystkich absolwentow klas osmych w Kenii i na 4 sposrod chlopcow w Kenii. Brawo!

A kolejna radosc dla mnie szczegolnie, to fakt, ze niewiele nizej, bo zdobywajac az 412 jest nasz chlopiec objety projektem PIUS MWENDA!!!! a z tego wynika, ze jako jedyny sposrod wszystkich moich dzieciakow ma szanse na edukacje w National School na bardzo wysokim poziomie!
 Dla mnie takie momenty sa swiadectwem na to jak bardzo pomoc adopcyjnych rodzicow jest potrzebna. Jeszcze poltora roku temu Pius plakal, bo mial byc wydalony ze szkoly. Adopcyjni rodzice chlopca nie tylko zapewnili mu dalsza edukacje, ale splacili dlugi ok 200 euro za zaleglosci z poprzednich lat. To tylko dzieki nim Pius moze cieszyc sie dzis swoimi wynikami i marzyc o lepszej przyszlosci. Niesamowite sa plany Boze wobec tych najubozszych z ubogich! 




W  Laare najlepszym okazal sie Emmanuel Kimathi zdobywajac 342 punkty zajal pierwsze miejsce sposrod uczniow naszej szkoly. Gratulujemy!



niedziela, 1 stycznia 2012

Zeszloroczne zaleglosci

Troche sie tego nazbieralo podczas tych kilku tygodni.... ostatnio pojawilam sie tu przelotnie ze sw. Mikolajem i zamilklam. Wszystko to przez tyfus, ktory mnie rozlozyl na czas jakis i poprzez wizytacje Radnych Generalnych mojego zgromadzenia, ktorym musialam poswiecic czas i oderwac sie na chwilke od codziennych zajec.

Duzo sie w tym czasie wydarzylo:
Osmego grudnia now. Monica, ktora pracowala u nas w Laare przez ostatni rok, skladala swoje pierwsze sluby w naszym domu w Nairobi. Pojechalismy tam minibusem, bo oprocz wspolnoty zabralam jeszcze grupke dzieci jako reprezentacje naszej wspolnoty Wirigiro. Juz wtedy nie czulam sie najlepiej i po powrocie pojechalam do Meru do szpitala Aga Khan na badania. Kolejny raz zdiagnozowano tyfus i dodatkowo wykonali mi szereg badan sprawdzajac, ktore leki beda najbardziej skuteczne. Przeciwko tyfusowi mozna zaszczepic sie, tyle tylko ze odczekac trzeba 3 miesiace od ostatniego zachorowania i mi sie jakos to nie udaje. Zawsze zanim mina te trzy miesiace ja na nowo lapie tyfus i zaczynam odliczanie od poczatku. U nas o tyfus nie trudno, problemem jest woda, a wlasciwie jej brak.
17 grudnia swietowalismy 100lecie chrzescijanstwa w naszej diecezji i z tej okazji pojechalismy do Nkubu na uroczystosci jubileuszowe z Prezydentem Kenii, Kardynalem i biskupami, na te uroczystosci przybyly rowniez nasze siostry z Rzymu przy okazji wizyty, jaka w tym czasie mialy zaplanowana w naszych wspolnotach. Odwiedzily nas w Laare i pozostawily nam duzo duzo nadziei na rozwoj misji i naszych projektow. Spotkalysmy sie rowniez z ks. Proboszczem i naszym Biskupem wiec byla okazja, by porozmawiac o przyszlosci misji i dziel jakie tu prowadzimy. Ten czas byl obfity z roznorakie spotkania i wizyty. Razem z siostrami z Rzymu pojechalam do Meru, by spotkac sie z biskupem, a pozniej do Nairobi, gdzie spotkalysmy sie ze wszystkimi siostrami odpowiedzialnymi za misje orionskie w Kenii.


Do domu wrocilam 23 grudnia swiatecznym matatu ok polnocy. Wigilia to dzien wreczania prezentow od sponsorow, od rana drzwi nam sie tu nie zamykaly. Kazdy, komu adopcyjni rodzice przeslali dodatkowe pieniazki na nasze konto wracal do domu z prezentami. Wszystkie dzieci objete projektem otrzymaly swiateczne upominki, a matki jedzenie dla calej rodziny na swieta i materace. Jezus rodzil sie w tej biedzie i radosci namacalnie a ja dziekowalam Bogu za wszystkich rodzicow adopcyjnych, sponsorow, darczyncow, za kazdego kto slowem, czynem i modlitwa wspiera to nasze male dzielo.
W swieta przygotowalismy obiad dla wszystkich naszych dzieci objetych projektem dozywiania. W sumie dzieciaki same przygotowaly wszytko: od posilku poprzez dekoracje podworka az po tance i zabawy.


My przygotowalysmy im tylko prezenty pod choinka. Problemem w tym roku byl slaby zasieg, tak ze dzieciaki byly rozczarowane, ze nie udalo nam sie z nikim polaczyc przez skype. W ostatnim roku niektorzy rodzice adopcyjni mogli zobaczyc swoje dzieci o porozmawianiu trudno tu mowic, bo moje dzieci sa zawsze tak oszolomione tymi cudami techniki, ze nie dosyc, ze mowia wszystkie na raz dotykajac nosami ekranu komputera, to na dodatek z wrazenia mowia w plemiennym jezyku. Juz dzien pozniej spedzilam znow kilka godzin w matatu w drodze do Nairobi. 26 grudnia mielismy bardzo sympatyczne spotkanie oplatkowe dla Polonii w domu Siostr Swietej Rodziny. 27go wrocilam do domu, by przygotowac sie do misyjnych wakacji. Tradycja staje sie, ze po calym roku ciezkiej pracy na doslownie dwa trzy dni zamykamy wszystko i wyjezdzamy by podziwiac piekno Kenii i by odpoczac troche przed rozpoczynajacym sie nowym rokiem szkolnym.


Tym razem odwiedzilismy okolice Wielkiego Rowu, na dnie ktorego znajduja sie przepiekne slone jeziora pelne flamingow i tysiecy innych ptakow. My dotarlysmy nad jezioro Bogoria slynace z gejzerow i surrealistycznych widokow wrzacej wody wydobywajacej sie ze zrodel. Niesamowite wrazenie. Dzien pozniej, po nocy spedzonej w Nakuru, ruszylismy do Narodowego Sanktuarium w Subukia, by podziekowac za wszystkie dary i laski konczacego sie roku, by podziekowac za osoby, ktore w tym roku towarzyszyly nam swoja pomoca duchowa i materialna i by prosic o Boze blogoslawienstwo na nadchodzacy Nowy Rok.







Dla mojej wspolnoty byl to szczegolny czas pozegnania, od stycznia s. Stella rozpocznie prace w misji Mugoiri, gdzie bedzie nauczycielka w naszym przedszkolu, a s. Catherine oddelegowana zostala do poslugi w duszpasterstwie mlodziezowo-powolaniowym i od nowego roku bedzie w Nairobii. W Laare pozostane ja i s. Makena oraz dwie nowe siostry.
Dzis przygotowujemy dokumenty by pooplacac nowy semestr w szkole naszym dzieciom, jutro sprawdzimy wszystkim stan mudnurkow i butow i jesli bedzie trzeba powymieniamy, oraz ostrzyzemy glowy lub zapleciemy warkocze. A w srode rozpoczynamy nowy rok szkolny! I ja juz postaram sie byc na biezaco :)