czwartek, 12 stycznia 2012

Nowy rok szkolny

Naomi Mugure pierwsze przymiarki
Wanja Millicent w nowej kreacji
Styczen to dla nas poczatek nowego roku szkolnego i powrot do naszych stalych obowiazkow. Pierwszy miesiac jest najtrudniejszy, bo czekaja nas zakupy i przygotowania do szkoly ok 400 dzieci. Jezdzimy od szkoly do szkoly, spotykamy sie z dyrektorami placowek, oplacamy czesne za kolejny semestr nauki, pytamy o biezace potrzeby dzieci i zapisujemy do szkoly dzieci nowo objete projektem. 

Epiphas Mugendi Tharaka Secondary School

W pierwszym tygodniu stycznia poslalismy do szkoly uczniow szkol srednich. Pozniej otworzono wszystkie szkoly podstawowe i na koncu szkoly z internatem. Od rana do wieczora mierzylismy mundurki, buty, sweterki, rozdawalismy olowki i zeszyty, a na dzieci, ktore poslalismy do internatu czekaly wielkie zakupy, dobrze, ze te szkoly otwieraja kilka dni pozniej. 

Do szkoly w Amungenti poslalismy dwie siostry ze szkoly w Laare. Evaquine i Winfred. Dziewczynki sa bardzo zdolne, ale problemem w domu bylo to, ze brakowalo im jedzenia. Babcia, ktora wychowuje dzieci nie jest w stanie zaspokoic ich podstawowych potrzeb, dzieci czesto chodzily zebrac po szkole proszac sasiadow o talerz jedzenia.
I choc wspolnymi silami udalo nam sie rozbudwac chate babci i wstawic tam dodatkowe lozka i materace, ciagle pozostawal problem wyzywienia. Dziewczynki mieszkaja za daleko od misji, by uczestniczyc w projekcie dozywiania, stad decyzja przeniesienia ich do innej szkoly.
Zakupy do szkoly z internatem to szalenstwo, nie mam pojecia jak radza sobie zwykli prosci ludzie. Biegalam za tym wszystkim trzy dni i wydalam majatek. Nie wyobrazam sobie rodzicow, ktorzy maja po kilkoro dzieci w boarding school i dodatkowo w szkolach srednich.
Przed przestapieniem progu szkoly sprawdzane jest wyposazenie ucznia. 


Przykladowo do Amungenti mielismy podana liste zakupow:
mundurek szkolny 3 pary
2 szare swetry
3 pary bialych skarpetek plus dwie pary szarych z bialym paskiem :)
2 koce, 2 przescieradla zielone, nakrycie na lozko zielone, poduszka i materac, 2 pary czarnych butow i tenisowki, talerz, lyzka i kubek, miska i wiaderko, klapki i recznik, bielizna 6 sztuk, chusteczki do nosa x4, pasta do butow, srodki czystosci( mydlo do mycia, mydlo do prania, pasta do zebow i szczoteczka, papier toaletowy, krem, grzebien) latarka i baterie, koszule nocne 2 sztuki, stroj gimnastyczny, teczka na dokumenty, Biblia, parasol, gumowce.
noz "ogrodowy" w kuferku pod lozkiem kazdego dziecka

Panga czyli ogromny noz do prac w polu, nozyczki i zestaw matematyczny. Slownik angielski, slownik suahili, 2 lektury szkolne, dlugopisy olowki, dwie klodki, moskitiera, kurtka. A wszystko to wlozyc nalezy do wielkiego metalowego kufra, ktory bedzie zawsze pod lozkiem w sypialni w szkole. Uff. Dla naszych ubogich dzieci, ktore dotad spaly na klepisku i jadly na lisciach bananow taki przeskok to ogromny szok, ale tez wielka radosc. Sama do siebie sie usmiechalam widzac z jakim namaszczeniem i niedowierzaniem glaszcza przescieradla i koce. Dziewczyny po tych zakupach nie spaly dwie noce. 


Przed samym wyjazdem wykapalysmy je, przebralysmy i pojechalysmy pozegnac sie z babcia. Babcia plakala z radosci. 



W szkole czekalo na nas wieloetapowe przyjecie. Rejestracja i nadanie admission number, sprawdzenie dokumentow i oplat za szkole, sprawdzenie zawartosci kuferka.

Pozniej znow stalismy w kolejce, by zaznaczono nam na wszystkim cosmy przywiozly numery, ktore zostaly nadane dziewczynkom. Szalenstwo, kazda skarpetka, kazdy koc i przescieradlo zostalo podsteplowane odpowiednim numerem, a moja siostra musiala zadbac o to by ksiazki i zeszyty byly popodpisywane. Pozniej juz tylko widzialysmy nasze dziewczynki z daleka jak szly z innymi dziecmi na obiad. Pomachalysmy im na pozegnanie i wrocilysmy do domu. W drodze powrotnej zajrzalysmy rowniez do szkoly w Kabachi, by oplacic czesne za nasze dzieci objete projektem.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz