piątek, 27 stycznia 2012

Choroby tropikalne codziennoscia nasza

Kochani pisze, by obalic mity na temat mojego zdrowia, a dokladniej jego braku. Ja mam sie wysmienicie i rewelacyjnie! Prawda jest, ze znow otrzymalam w pakiecie malarie i tyfus, ale to tylko brzmi tak strasznie, a w naszych warunkach to tak jak zwykla grypa bez powiklan:) da sie przezyc.



Ostatnio odwiedzilam znajomego ksiedza misjonarza w Isiolo i wyjechalismy na obiad do restauracji. Restauracji, ktora byla jednoczesnie barem i ksiegarnia. 







Trzeba bylo jechac, bo w domu parafialnym woda w studni jest slona, a ze ta nasza wizyta bya niezapowiedziana nie dowiezli swiezej. No i teraz skad ten tyfus, zobaczcie sami. 


W restauracji zapewne wody swiezszej niz w domu nie bylo, zreszta niewiele tam bylo w ogole, tylko na brudnych hakach nogi kozie( swieze!) i kilka konczacych sie talerzy. Mi trafil sie dziurawy talerz, wiec zupe z koziej nogi podali mi w metalowym kubku. 





Reszte kozy ugotowali, staram sie nie myslec w czym i jak:) Pan, ktory nam porcjowal mieso umyl rece w naszym towarzystwie, coby nas zapewnic o przestrzeganiu higieny, ale deska na ktorej to mieso kroil...moj Boze i jak tu nie zlapac tyfusa czy ameby?

2 komentarze: