W zeszły poniedziałek w Kenii
odbyły się wybory, w tym te najważniejsze na urząd Prezydenta. Nasze dzieci,
tak jak zresztą wszystkie w kraju miały tydzień wolnego z uwagi na możliwe do
wystąpienia zamieszki, toteż na misji zagościł chwilowy spokój i cisza.
Mogliśmy zatem poświęcić się innym obowiązkom. W każdym dniu tygodnia było coś
do zrobienia, a to lakierowanie lady w szwalni, malowanie ścian, klejenie i obszywanie
wykładzin w kapliczce adoracyjnej przy parafii. No tak, wszystko ładnie się
zapowiadało, ale to Afryka. Tutaj żyje się inaczej – bez planu.
W środę miały przyjechać meble do
biura oraz koordynator projektu adopcji, będący Kenijczykiem oraz znającym kimeru.
Niestety meble nie dojechały, tak jak koordynator, zamówionej farby do malowania ściany
również
nie przywieźli. To normalne w Kenii wszyscy się
spóźniają, albo nie przychodzą. Dla lepszego zrozumienia przytoczę fragment Ryszarda
Kapuścińskiego „Heban”:
Inaczej pojmują czas miejscowi,
Afrykańczycy. Dla nich czas jest kategorią dużo bardziej luźną, otwartą,
elastyczną, subiektywną. To człowiek ma wpływ na kształtowanie czasu, na jego
przebieg i rytm (oczywiście, człowiek działający za zgodą przodków i bogów).
Czas jest nawet czymś, co człowiek może tworzyć, bo np. istnienie czasu wyraża
się poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzenie ma miejsce czy nie, zależy
przecież od człowieka. […] Czas jest istnością bierną, pasywną i przede
wszystkim – zależną od człowieka. Całkowita odwrotność myślenia europejskiego.
W przełożeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, że jeżeli pojedziemy na wieś,
gdzie miało po południu odbyć się zebranie, a na miejscu zebrania nie ma
nikogo, bezsensowne jest pytanie: „Kiedy będzie zebranie?”. Bo odpowiedź jest z
góry wiadoma: „Wtedy, kiedy zbiorą się ludzie”.
Ale wróćmy do wyborów. Kampania wyborcza rodem z ameryki, komitety samochodami i autokarami objeżdżali Kenię wzdłuż i wszerz. Plakaty rozwieszone były niemalże wszędzie, od murów po drzewa i drogi, na których dodatkowo wypisywali farbą imienia kandydatów.
Dzień
głosowania przebiegł spokojnie, wręcz nawet za spokojnie, gdyż nikt (bynajmniej nie słyszałem) nie nadużywał
klaksonu (to
się nazywa cisza wyborcza), co na tutejszych kierowców zachowaniem
jest bardzo dziwnym, gdyż normalnie dźwięki klaksonów są wszechobecne – wpisały
się w kulturę, nie pełnią tylko funkcji ostrzegawczej, ale i są formą pozdrowienia.
Z rana przy punkcie głosowania
ustawiła się kolejka na tyle długa, że jedna z Naszych Sióstr musiała odczekać
godzinę na możliwość oddania głosu. Przed lokalem wyborczym nie można było
rozmawiać. Wybory ochraniała policja oraz sami obywatele nazwijmy ich Strażą
Obywatelską, czyli mieszkańcy zwerbowanymi do pilnowania porządku. Mieli oni za
zadanie m.in. odsyłać osoby
które zagłosowały
z targowisk do domów, aby nie
tworzyły się zgromadzenia na ulicy.
Wybory wygrał Uhuru Kenyatta, zdobywając
50,07% głosów. Nowe prawo i konstytucja nie dopuściły tym razem do rozlewu
krwi. W 2007 roku po wyborach doszło do gigantycznych zamieszek w wyniku
których zginęło według różnych danych od 1200-1600 osób, a ponad 500 000 ludzi
zostało bez dach nad głową, wielu z nich pozostaje bez niego do dnia
dzisiejszego.
Drugim ważnym okresem było
konklawe, które rozpoczęto się w dniu wspomnienia liturgicznego św. Alojzego Orione.
266 Papieżem został Kardynał Jorge Mario Bergoglio, który jako pierwszy w
historii przyjął imię Franciszek. Na zakończenie pragniemy przytoczyć część artykuł, który ukazał się na stronie www.orione.pl:
Przełożony generalny, ks. Flavio
Peloso, natychmiast podzielił się radością z wyboru: "mamy nowego Ojca
Świętego, a to znaczy wszystko dla naszej wiary: jest Ojcem Kościoła, biskupem
Rzymu, jest słodkim Chrystusem na ziemi. Dodatkowy powód radości pochodzi stad,
że Papież Franciszek zna i ceni nasze Zgromadzenie, zna księdza Orione i czci go
jako świętego".
Widzieliśmy go i wysłuchaliśmy
podczas swego pierwszego wystąpienia zaraz po wyborze - kontynuował ks. Flavio:
taki jest jego styl: prosty, ludowy, bezpośredni, nie gwiazda, lecz człowiek
wiary i modlitwy, który modli się i sprawia, że modli się za Papieża tłum z
placu św. Piotra i na świecie, który prosi o ciszę i odmawia wspólnie Ojcze
Nasz, Zdrowaś Mario i Chwała, jak czynią prawdziwi chrześcijanie.
Słyszałem kardynała Bergoglio
podczas różnych uroczystości w Argentynie - zwierza się Przełożony generalny
Małego Dzieła. Współbracia darzyli go zawsze serdecznością i podziwem. Jeśli
chce się mieć pojęcie, jaki będzie Papież Franciszek, trzeba cofnąć się do Jana
Pawła I: w obyciu skromny i pokorny, o prostej wierze i solidnej doktrynie,
charakterze wolnym i mocnym w Panu, żywy szacunek dla osoby ludzkiej i
duszpasterska gorliwość wobec ludzi ubogich.
Co do imienia pierwszy raz
wybranego przez Papieża, ks. Peloso zauważa: "Imię Franciszek z pewnością
wskazuje chęć rozpoczęcia z Kościołem na nowo od prostoty, istoty Ewangelii.
Wiele w tych dniach mówiło się o wyzwaniach stojących przed Kościołem, jego
odnowie. Również do tego Papieża kierują się słowa: "Idź naprawić mój
Kościół". Franciszek, człowiek prosty, nie naprawiał Kościoła hucznymi
projektami i rzucającymi się w oczy działaniami, ale świadectwem życia
Ewangelią bez wyjaśnień - "sine glossa", w ubóstwie i zaufaniu
Opatrzności, szukając istoty miłości i braterstwa.
Ks. Eldo Musso, Argentyńczyk,
Radca Generalny, dodaje: "Mogę tylko powiedzieć, że kard. Bergoglio zawsze
był bardzo bliski naszej Rodzinie Zakonnej w Argentynie i dobrze nam życzy.
Odwiedzał nas wielokrotnie, przede wszystkim Małe Cottolengo w Claypole i nasze
parafie Archidiecezji Buenos Aires. Wiele razy przewodniczył Eucharystii w dniu
2 lutego, dniu odnowienia ślubów zakonnych sióstr Orionistek w ich domu
prowincjalnym. Wyświęcił niektórych naszych kapłanów i naszego biskupa
Uriona... Zawsze był prawdziwym ojcem i duszpasterzem, pokorny, prosty, bliski
ludziom, otwarty".