Trzeci tydzień mojego pobytu w
Kenii minął nie wiadomo kiedy, a wydarzeń w życiu misyjnym co nie miara.
Większość pewnie jest Wam znana z poprzednich wpisów na blogu założonym przez
Klaudię i Monikę, ja pokrótce postaram się streścić coś nowego, czego jeszcze
nie było:)
W sobotę 23 lutego pożegnaliśmy delegację
Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro, która po dwóch tygodniach pobytu w Kenii
powróciła do Polski. Te dwa tygodnie były szalone, grafik napięty był
maksymalnie, ale dzięki temu mogliśmy ujrzeć chociaż niewielki skrawek z życia
mieszkańców tego pięknego kraju. Wszyscy wyjechali z nadzieją na powrót a więc
czekamy na Was.
Niedziela była szczególna.
Siostra Alicja obchodziła w tym dniu swoje 36. urodziny, więc razem z Klaudią przygotowaliśmy
kilka atrakcji. Zaczęło się od kina IMAX w Nairobi. Siostra bardzo dawno temu
była ostatni raz w kinie, toteż przeżycia po obejrzeniu Les Miserables
były pozytywne. Następnie udaliśmy się do Bazyliki na Mszę Świętą, po której skierowaliśmy
się do parku podkarmić małpki, jest to ulubione zajęcie relaksujące Naszej ukochanej
siostry Alicji. Jak wróciliśmy do Domu Formacyjnego, czekały na Nas przygotowane
przez wspólnotę sióstr oraz nowicjuszek występy, śpiewy i tańce, które Kenijczycy
mają we krwi.
W poniedziałek pożegnaliśmy
Klaudię, która opuściła Nas na dwa tygodnie i wyjechała do Zambii. Jak wróci to
pewnie zda nam relację z kilkudniowej podróży autobusem, oraz pobytu w ośrodku
gdzie powierzono jej opiekę nad dziećmi autystycznymi oraz z ADHD.
Tego samego dnia wracaliśmy z Nairobi
do Laare. Do Meru podwiózł nas ks. Dionizio, stamtąd odebrali Nas dwaj zaprzyjaźnieni
księża z Amungenti. Rozdzieliliśmy się z siostrą na dwa auta. Wracaliśmy po 19,
wiec jest już zapadał zmrok, mimo tego ludzi na ulicy nie ubywało. W pewnym
momencie przed samochód w którym jechała s. Alicja wyskoczyło dziecko, które uderzyło
w bok pojazdu i upadło. Dodam, że samochód nie jechał z dużą prędkością,
ponieważ chwile wcześniej przejechał przez próg zwalniający. Ksiądz kierujący autem
natychmiast zatrzymał się. W ciągu może 5 sekund zostali obtoczeni
do tego stopnia
przez ludzi
którzy widzieli te zajście, że nie było już możliwości nawet
zjechania na pobocze. Zgromadzeni uderzali pięściami w samochód, krzyczeli, spisywali
tablice i dzwonili. Wyglądało to jak by za chwilę mieli wykonać lincz (bywały
przypadki, że bez dochodzenia czyja to wina podpala się samochód). Na szczęście
w tym przypadku nic takiego się nie wydarzyło. Chłopca zabraliśmy do szpitala.
Badanie lekarskie nic nie wykazało, wszystko było w porządku. Odetchnęliśmy z
ulgą i odwieźmy go do domu. I tak zakończył się Nasz poniedziałkowy powrót do
domu.
Tydzień w Laare upłynął pod
znakiem robienia i wysyłania aktualnych zdjęć dla darczyńców, sprawdzaniem
stanu mundurków u dzieci, dopinaniem szczegółów związanych z utworzeniem
szwalni, no i śledztwem przeprowadzonym przez s. Alicję. Na posesji za nowo
powstającą szwalnią leżały rury będące pozostałością po dawnej piekarni, które
siostra chciała wykorzystać do zrobienia wędzarni. Niestety, nie wiadomo kto i kiedy ukradł te rury z terenu ogrodzonego trzymetrowym płotem. Śledztwo
trwa nadal a efektów jak na razie brak. Ktoś zna numer telefonu do
Sherlocka Holmesa? Może on pomógłby rozwiązać tę zagadkę?
Podczas jednej ze wspólnych kolacji
nawinęła się dyskusja dotycząca kolorów skóry. W trakcie rozmowy wysnuto
wniosek, że w Kenii są osoby, które mają karnację czarną, brązową no i
czekoladową. Niespełna dzień później wniosek o karnacji czekoladowej znalazł
poparcie w fakcie. W jeden z paczek od darczyńców, którą otrzymał pewien chłopczyk,
znajdowała się mała tabliczka czekolady. Warto nadmienić, iż chłopiec przyszedł
razem z babcią po odbiór prezentu od darczyńców. Babcia była zaradna, zaraz po
otrzymaniu paczki postanowiła nie czekać i wykorzystać polskie podarunki. Wzięła
chłopczyka, dała mu czekoladę i myśląc, że to mydło kazała mu umyć się przy misji.
Babcia była zaskoczona, że mydełko się nie pieni – widać była to zwykła
czekolada, a nie bąbelkowa:)
Całe zdarzenie zaobserwowała jedna ze sióstr, która wyjaśniła babci, że
czekoladę się spożywa i nie służy ona do mycia. Większość dzieci w Laare nie
wie co to czekolada, nigdy jej nie jadło lub też nie lubi tego smaku. Wiadomo: inna
kultura, inne smaki.
A tak na marginesie, czy wiecie
jak wygląda kino w Kenii? Jest prawie jak w Polsce, no właśnie prawie robi
zasadniczą różnicę. Ale to historia na następny raz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz