poniedziałek, 4 marca 2013

Wieści z Laare


Trzeci tydzień mojego pobytu w Kenii minął nie wiadomo kiedy, a wydarzeń w życiu misyjnym co nie miara. Większość pewnie jest Wam znana z poprzednich wpisów na blogu założonym przez Klaudię i Monikę, ja pokrótce postaram się streścić coś nowego, czego jeszcze nie było:)
W sobotę 23 lutego pożegnaliśmy delegację Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro, która po dwóch tygodniach pobytu w Kenii powróciła do Polski. Te dwa tygodnie były szalone, grafik napięty był maksymalnie, ale dzięki temu mogliśmy ujrzeć chociaż niewielki skrawek z życia mieszkańców tego pięknego kraju. Wszyscy wyjechali z nadzieją na powrót a więc czekamy na Was.

Niedziela była szczególna. Siostra Alicja obchodziła w tym dniu swoje 36. urodziny, więc razem z Klaudią przygotowaliśmy kilka atrakcji. Zaczęło się od kina IMAX w Nairobi. Siostra bardzo dawno temu była ostatni raz w kinie, toteż przeżycia po obejrzeniu Les Miserables były pozytywne. Następnie udaliśmy się do Bazyliki na Mszę Świętą, po której skierowaliśmy się do parku podkarmić małpki, jest to ulubione zajęcie relaksujące Naszej ukochanej siostry Alicji. Jak wróciliśmy do Domu Formacyjnego, czekały na Nas przygotowane przez wspólnotę sióstr oraz nowicjuszek występy, śpiewy i tańce, które Kenijczycy mają we krwi.
W poniedziałek pożegnaliśmy Klaudię, która opuściła Nas na dwa tygodnie i wyjechała do Zambii. Jak wróci to pewnie zda nam relację z kilkudniowej podróży autobusem, oraz pobytu w ośrodku gdzie powierzono jej opiekę nad dziećmi autystycznymi oraz z ADHD.
Tego samego dnia wracaliśmy z Nairobi do Laare. Do Meru podwiózł nas ks. Dionizio, stamtąd odebrali Nas dwaj zaprzyjaźnieni księża z Amungenti. Rozdzieliliśmy się z siostrą na dwa auta. Wracaliśmy po 19, wiec jest już zapadał zmrok, mimo tego ludzi na ulicy nie ubywało. W pewnym momencie przed samochód w którym jechała s. Alicja wyskoczyło dziecko, które uderzyło w bok pojazdu i upadło. Dodam, że samochód nie jechał z dużą prędkością, ponieważ chwile wcześniej przejechał przez próg zwalniający. Ksiądz kierujący autem natychmiast zatrzymał się. W ciągu może 5 sekund zostali obtoczeni do tego stopnia przez ludzi którzy widzieli te zajście, że nie było już możliwości nawet zjechania na pobocze. Zgromadzeni uderzali pięściami w samochód, krzyczeli, spisywali tablice i dzwonili. Wyglądało to jak by za chwilę mieli wykonać lincz (bywały przypadki, że bez dochodzenia czyja to wina podpala się samochód). Na szczęście w tym przypadku nic takiego się nie wydarzyło. Chłopca zabraliśmy do szpitala. Badanie lekarskie nic nie wykazało, wszystko było w porządku. Odetchnęliśmy z ulgą i odwieźmy go do domu. I tak zakończył się Nasz poniedziałkowy powrót do domu.
Tydzień w Laare upłynął pod znakiem robienia i wysyłania aktualnych zdjęć dla darczyńców, sprawdzaniem stanu mundurków u dzieci, dopinaniem szczegółów związanych z utworzeniem szwalni, no i śledztwem przeprowadzonym przez s. Alicję. Na posesji za nowo powstającą szwalnią leżały rury będące pozostałością po dawnej piekarni, które siostra chciała wykorzystać do zrobienia wędzarni. Niestety, nie wiadomo kto i kiedy ukradł te rury z terenu ogrodzonego trzymetrowym płotem. Śledztwo trwa nadal a efektów jak na razie brak. Ktoś zna numer telefonu do Sherlocka Holmesa? Może on pomógłby rozwiązać tę zagadkę?
Podczas jednej ze wspólnych kolacji nawinęła się dyskusja dotycząca kolorów skóry. W trakcie rozmowy wysnuto wniosek, że w Kenii są osoby, które mają karnację czarną, brązową no i czekoladową. Niespełna dzień później wniosek o karnacji czekoladowej znalazł poparcie w fakcie. W jeden z paczek od darczyńców, którą otrzymał pewien chłopczyk, znajdowała się mała tabliczka czekolady. Warto nadmienić, iż chłopiec przyszedł razem z babcią po odbiór prezentu od darczyńców. Babcia była zaradna, zaraz po otrzymaniu paczki postanowiła nie czekać i wykorzystać polskie podarunki. Wzięła chłopczyka, dała mu czekoladę i myśląc, że to mydło kazała mu umyć się przy misji. Babcia była zaskoczona, że mydełko się nie pieni – widać była to zwykła czekolada, a nie bąbelkowa:) Całe zdarzenie zaobserwowała jedna ze sióstr, która wyjaśniła babci, że czekoladę się spożywa i nie służy ona do mycia. Większość dzieci w Laare nie wie co to czekolada, nigdy jej nie jadło lub też nie lubi tego smaku. Wiadomo: inna kultura, inne smaki.
A tak na marginesie, czy wiecie jak wygląda kino w Kenii? Jest prawie jak w Polsce, no właśnie prawie robi zasadniczą różnicę. Ale to historia na następny raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz