Zaniedbałam zupełnie naszego bloga, jednak ostatnie miesiące były dla mnie tak trudne, ze nawet nie myślałam o pisaniu. Problemy ze studnia, zmiany we wspolnocie, mnóstwo nowych spotkań z najubozszymi z ubogich, zamachy terrorystyczne tuż obok, choroba mego taty...nazbieralo sie tego sporo.
Chciałabym jednak dziś, choc dwa słowa napisać, by wszystkim tym, którzy sa teraz blisko i przynajmniej duchowo, dobrym słowem i modlitwa wspierają mnie, po prostu z całego serca podziękować.
Za chwile lecę do Polski, by pożegnać mego tatę i byc razem z moimi bliskimi w tym trudnym dla nas czasie.
Tata mój, to najwspanialszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam i to, kim jestem dziś i jaka jestem, to w dużej mierze jego zasługa. Mieć takiego tatę, to ogromna łaska i wielki dar, za który zawsze dziekowalam Bogu. To nie moja zasługa, ze mam wspaniałych rodziców, którzy dali mi szczęśliwe dzieciństwo i bezustannie każdym słowem i gestem zapewniali, ze kochają. To czym dziś , gdzieś tam w dalekiej Afryce dziele sie z innymi, to w sumie to, czego sama wczesńiej doświadczyłam.
Moja misja, to tak naprawdę misja mego taty. Gdyby nie jego wsparcie, szczególnie na początku, gdy nie mieliśmy na chleb, gdyby nie jego pocieszenie i troska nie byłoby dziś misji Laare. To tata pomagał mi przy adopcji pierwszych dzieciaków, to on znał je wszystkie, znał ich historie i problemy, znał je po imieniu. Bardzo chciał do nas do Laare przyleciec, jednak choroba pokrzyżowała plany i choc do końca miałam nadzieje, ze on sam poprzytula je jeszcze kiedyś, wiem, ze teraz będzie mi towarzyszył z bliska, ze za każdym razem, gdy będę brała w objęcia któreś z moich dzieciaków, on będzie blisko. Raz jeszcze razem z dziećmi dziękuje mu za jego miłość, a każdemu kto towarzyszy nam w tym bolesnym doświadczeniu pożegnania z całego serca dziękuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz