środa, 17 października 2012


Kisimani Primary School
 
Poniedzialek i wtorek spedzilysmy na sawannie. W ubieglym roku opisywalysmy dramatyczna sytuacje tamtejszej szkoly podstawowej, ktora zrobiona jest z patykow i gliny. Szkole pomaga nasz kenijski przyjaciel ks. Dionizy. W tym roku postanowilismy pojechac do szkoly z konkretna pomoca – ksiadz zawiozl jedzenie, a my rejestrowalaysmy dzieci, ktore chcemy wziac do adopcji. Pierwszego dnia towarzyszyli nam goscie z Polski – Dyrektor Caritas Gdansk ks. Janusz oraz fotoreporter Pawel. Drugiego dnia dolaczyli do nich s. Darianna, doktor Ola oraz franciszkanin Mariusz, ktorzy otworzyli w szkole gabinet lekarski i badali wszystkich uczniow oraz innych potrzebujacych pomocy.
 
Nad wszystkim czuwal ks. Dionizy, ktory we wtorek oprocz jedzenia zakupionego przez siebie i ks. Janusza przywiozl rowniez przedstawicieli Caritas Meru, ktorzy rozdawali potrzebujacym ziarna do obsiania pola. My zarejstrowalysmy 41 potrzebujacych dzieci, ktorym za posrednictwem Ruchu Swiatlo-Zycie bedziemy szukac sponsorow.

Szkola w Kisimani polozona jest tak jak pisalysmy na sawannie. Dojechac tam mozna jedynie Land Roverem, z uwagi na nierownosci, skaly i kamienie. Mimo pory deszczowej na sawannie i tak jest sucho, gdyz deszcze nie padaja codziennie. Jest tez bardzo goraco, choc jak twierdzi dyrektor szkoly bywa o wiele cieplej. Ludzie zyja w skrajnej biedzie. W poblizu jest jedna rzeka z bardzo zanieczyszczona woda, ktora ludzie zmuszeni sa pic. Odbija sie to na ich zdrowiu, szczegolnie cierpia dzieci, ktore od malego zmagaja sie z robakami wszelkiego rodzaju. Ludzie mieszkaja w malych glinianych domkach ze slomianymi dachami, ktore zalewa przy okazji kazdego wiekszego deszczu. Mieszkancy wioski zyja w skupiskach po kilka rodzin w obawie przed dzikimi zwierzetami (nieopodal zjaduje sie Meru National Park). Wlasciwie nikt nie ma na wlasnosc ziemi, niektorzy maja male pola na ktorych sieja i sadza to co za kilka miesiecy bedzie im sluzyc jako pokarm. Niestety bardzo czesto z powodu braku deszczu nie maja zadnych zbiorow i cierpia z powodu glodu.

Do szkoly mozna przyciagnac dzieci  jedynie wizja posilku. Dlatego tez zdecydowalismy sie objac je projektem. W ich wypadku nie chodzi o oplaty za szkoly, gdyz jest ona bezplatna. Pieniadze, beda przeznaczane na mundurki dla dzieci, oplate egzaminow, a przede wszystkim na posilki dla dzieci, ktore sa skrajnie niedozywione. Sama szkola zrobiona z gliny i patykow nie ma wystarczajacej liczby pomieszczen. Brak rowniez nauczycieli. Jest to szkola panstwowa, jednak panstwo zatrudnia tylko 3 nauczycieli na 7 klas. Zdesperowani rodzice probuja radzic sobie zatrudniajac kolejnych nauczycieli, jednak wydatek tez znacznie przewyzsza ich mozliwosci. Mimo wszystko ludzie sa tam bardzo usmiechnieci i radosni. Radza sobie jak moga i widac, ze pomagaja sobie wzajemnie.

To dwudniowe doswiadczenie na dlugo pozostanie w naszej pamieci. KiM

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz