Kisimani Primary School
Poniedzialek i wtorek spedzilysmy na sawannie. W ubieglym
roku opisywalysmy dramatyczna sytuacje tamtejszej szkoly podstawowej, ktora
zrobiona jest z patykow i gliny. Szkole pomaga nasz kenijski przyjaciel ks.
Dionizy. W tym roku postanowilismy pojechac do szkoly z konkretna pomoca –
ksiadz zawiozl jedzenie, a my rejestrowalaysmy dzieci, ktore chcemy wziac do
adopcji. Pierwszego dnia towarzyszyli nam goscie z Polski – Dyrektor Caritas
Gdansk ks. Janusz oraz fotoreporter Pawel. Drugiego dnia dolaczyli do nich s.
Darianna, doktor Ola oraz franciszkanin Mariusz, ktorzy otworzyli w szkole
gabinet lekarski i badali wszystkich uczniow oraz innych potrzebujacych pomocy.
Nad wszystkim czuwal ks. Dionizy, ktory we wtorek oprocz jedzenia zakupionego
przez siebie i ks. Janusza przywiozl rowniez przedstawicieli Caritas Meru,
ktorzy rozdawali potrzebujacym ziarna do obsiania pola. My zarejstrowalysmy 41
potrzebujacych dzieci, ktorym za posrednictwem Ruchu Swiatlo-Zycie bedziemy
szukac sponsorow.
Szkola w Kisimani polozona jest tak jak pisalysmy na
sawannie. Dojechac tam mozna jedynie Land Roverem, z uwagi na nierownosci,
skaly i kamienie. Mimo pory deszczowej na sawannie i tak jest sucho, gdyz
deszcze nie padaja codziennie. Jest tez bardzo goraco, choc jak twierdzi
dyrektor szkoly bywa o wiele cieplej. Ludzie zyja w skrajnej biedzie. W poblizu
jest jedna rzeka z bardzo zanieczyszczona woda, ktora ludzie zmuszeni sa pic.
Odbija sie to na ich zdrowiu, szczegolnie cierpia dzieci, ktore od malego zmagaja
sie z robakami wszelkiego rodzaju. Ludzie mieszkaja w malych glinianych domkach
ze slomianymi dachami, ktore zalewa przy okazji kazdego wiekszego deszczu.
Mieszkancy wioski zyja w skupiskach po kilka rodzin w obawie przed dzikimi
zwierzetami (nieopodal zjaduje sie Meru National Park). Wlasciwie nikt nie ma
na wlasnosc ziemi, niektorzy maja male pola na ktorych sieja i sadza to co za
kilka miesiecy bedzie im sluzyc jako pokarm. Niestety bardzo czesto z powodu
braku deszczu nie maja zadnych zbiorow i cierpia z powodu glodu.
Do szkoly mozna przyciagnac dzieci jedynie wizja posilku. Dlatego tez
zdecydowalismy sie objac je projektem. W ich wypadku nie chodzi o oplaty za
szkoly, gdyz jest ona bezplatna. Pieniadze, beda przeznaczane na mundurki dla
dzieci, oplate egzaminow, a przede wszystkim na posilki dla dzieci, ktore sa
skrajnie niedozywione. Sama szkola zrobiona z gliny i patykow nie ma
wystarczajacej liczby pomieszczen. Brak rowniez nauczycieli. Jest to szkola
panstwowa, jednak panstwo zatrudnia tylko 3 nauczycieli na 7 klas. Zdesperowani
rodzice probuja radzic sobie zatrudniajac kolejnych nauczycieli, jednak wydatek
tez znacznie przewyzsza ich mozliwosci. Mimo wszystko ludzie sa tam bardzo
usmiechnieci i radosni. Radza sobie jak moga i widac, ze pomagaja sobie
wzajemnie.
To dwudniowe doswiadczenie na dlugo pozostanie w naszej
pamieci. KiM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz