czwartek, 28 lutego 2013

Szwalnia w Laare

W budynku, gdzie dotychczas mieściła się piekarnia, Siostra Alicja w porozumieniu z Radą Generalną Sióstr Orionistek i miejscowym Proboszczem, planuje utworzyć w najbliższym czasie zakład krawiecko- tkacki. Piekarnię wybudowali włoscy wolontariusze i przez 4 lata sprawnie funkcjonowała. Cały dochód z piekarni przeznaczano na dożywianie najuboższych rodzin z wioski, oraz cykliczne comiesięczne wsparcie dla mieszkańców Sawanny poprzez dostarczanie im pieczywa. Obecnie piekarnia pozostaje nieczynna ze względu na problem z wodą.
W Laare przez 3 m-ce w roku brakuje wody, wówczas przynosi się ją w zbiornikach z odległych ujęć. Zaś dla prawidłowego funkcjonowania piekarni woda musi być cały czas dostępna, aby zachować odpowiednie warunki sanitarne. Dlatego też w 2010 roku zapadła decyzja o zamknięciu piekarni. Budynek jest w dobrym stanie i można go wykorzystać do innych celów, dlatego też siostra Alicja pomyślała o utworzeniu zakładu krawieckiego. Powstał więc projekt, który z jednej strony zapewniałby wsparcie dla misji, a jednocześnie byłby wsparciem dla lokalnej ludności poprzez utworzenie miejsc pracy. Obecnie Siostra wydaje ok.2 tyś euro rocznie na mundurki i sweterki dla 600 dzieci, a dzięki szwalni można te mundurki szyć we własnym zakresie.

Na początek Siostry Orionistki oddały wspólnotową maszynę na potrzeby projektu, zaś do tkania sweterków szkolnych, jedna z mieszkanek użyczyła tymczasowo swojej maszyny. Najpilniejszą potrzebą na dzień dzisiejszy jest pozyskanie środków na zakup maszyn krawieckich i tkackich, oraz zakup wyposażenia (szafy, stoły, narzędzia krawieckie). Maszyny są dostępne na miejscu, koszt nowej maszyny krawieckiej wynosi w zależności od jakości od 200 do 500 euro, zaś koszt maszyny tkackiej wynosi 600 euro.
Podobnie jak w przypadku piekarni, cały dochód z zakładu krawiecko-tkackiego zostanie przeznaczony na pomoc najuboższym i jednocześnie przyczyni się do obniżenia kosztów ponoszonych przez misję na zakup mundurków i sweterków szkolnych, które bardzo szybko się niszczą, a co za tym idzie wymagają częstej wymiany.
Zakład jest wielką szansą dla misji w Laare, dlatego tez gorąco zachęcamy Państwa do wsparcia tego projektu za pośrednictwem Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro.

Zobacz filmik o projekcie>>>

środa, 27 lutego 2013

Pomoc dla Sióstr


Fundacja Dom na Skale objęła pomocą Siostry Orionistki z Kenii. Za ich pośrednictwem udało się zebrać środki pieniężne, które przeznaczone zostały na rzecz formacji nowicjuszek, odbywających swoją formację w Nairobi, w tym między innymi na zakup dla nich ubiorów, trzydniowe rekolekcje przed wstąpieniem do nowicjatu oraz pokrycie kosztów związanych z formacją zakonną i zawodową 6 Sióstr nowicjuszek.





Darowizny na ten cel można przekazywać na konto:
Fundacji Dom na Skale
Czmoniec 17, 62-035 Kórnik
Nr konta 28 9048 0007 2001 0000 5252 0001
z dopiskiem : "Misja w Kenii"
Więcej informacji dostępnych jest na stronie: www.domnaskale.org.pl

Dziękujemy.


sobota, 23 lutego 2013

Nairobi


W czwartek zakończyliśmy swój pobyt w Centrum AINA, udaliśmy się do Nairobi, gdzie zatrzymamy się w Domu Formacyjnym Sióstr Orionistek. Po drodze do Nairobi odwiedziliśmy Centrum Księdza Orione w Kaburugi.
Początkowo adopcję na odległość dzieci z Kaburugi prowadziło Zgromadzenie Zakonne Księży Orionistów, z chwilą powołania Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro przekazano jej objęcie pomocą dzieci z Kaburugi. W placówce księży oronistów przebywają dzieci dotknięte chorobami wykluczającymi ich ze społeczeństwa z uwagi na brak zrozumienia oraz wiedzy o przypadłości dzieci przez najbliższą społeczność. Spotkaliśmy tam wiele znajomych ze zdjęć twarzy, niektórzy z pracowników Centrum to pierwsze dzieci objęte projektem adopcji.
Tego samego dnia w Nairobi zaszliśmy na targowisko afrykańskie, gdzie można nabyć wszelakiego rodzaju pamiątki. Jak wygląda takie targowisko? Prawie jak połączenie naszego tradycyjnego rynku i wrzawy panującej na giełdzie. Nie ma metek z cenami, ale jest ustna mówiona przez sprzedającego – pole do popisu mają osoby z zamiłowaniem negocjacyjnym, ponieważ cenę praktycznie zawsze można zbić o co najmniej połowę, jak nie więcej. Każdy rozłożony z gadżetami woła do siebie, ciągnie Cię za rękę, pokazuje Ci tak aby zachęcić do kupna.
Piątkową pożegnalną atrakcją dla powracających do Polski było odwiedzenie parku z żyrafami, które można samemu karmić specjalnymi granulkami. Po nich udaliśmy się na mszę świętą do Bazyliki pod wezwaniem Świętej Rodziny. Pomimo godzin południowych w Bazylice nie brakowało licznie zgromadzonych wiernych. Wielu z nich to nowo nawróceni na drogę Chrześcijaństwa, po mimo trudnego dla nich czasu zamachów na kościół katolicki. Ostatni dzień w Kenii został zakończony wspólną drogą krzyżową.

czwartek, 21 lutego 2013

Odwiedziny u Sakramentek i w AINA

Ks. Januszowi, Eli oraz Andrzejowi powoli dobiegł końca pobyt w Laare, czas im kierować się do Nairobi na sobotni samolot do Polski. Pierwszym przystankiem jaki wspólnie odwiedziliśmy we wtorek były Siostry Sakramentki, które przebywają w Meru.
Siostry Sakramentki tworzą w Zgromadzeniu Zakonnym Sióstr Małych Misjonarek Miłosierdzia wspólnoty kontemplacyjne poświęcone modlitwie, oraz adoracji Najświętszego Sakramentu. Siostry obejmują modlitwą m.in. darczyńców wspierających projekty pomocy dzieciom z Afryki jak i nadesłane intencje. Niestety w regionie gdzie się znajdują nie są popularne intencje mieszkańców dla księży czy też sióstr. Bardzo często kapłani nie otrzymują nawet jednej intencji w ciągu całego miesiąca. Dlatego tak ważna dla przetrwania Sakramentek w tym regionie jest Nasza pomoc. (więcej o pomocy dla Sakramentek oraz możliwości złożenia intencji)
Drugim przystankiem jest AINA Children's Home w Nchiru. W którym zostaniemy do Czwartku. Ośrodek ten został otwarty w 2010 roku, jest przeznaczony dla dzieci chorujących na AIDS, w szczególności dla sierot. Dzieci otrzymują tutaj edukację, wyżywienie oraz potrzebne leczenie farmakologiczne, jak i pomoc psychologiczną. W niedługim czasie Fundacja Księdza Orione Czyńmy Dobro planuje objęcie projektem adopcji na odległość dzieci z Centrum AINA.

niedziela, 17 lutego 2013

Niedzielny piknik


Odwiedziliśmy z rana kościół św. Alojego Orione w Laare, który wznoszony jest jako podziękowanie za obecność i niesioną pomoc przez siostry Orionistki dla najuboższych tego regionu. Miejscowe społeczeństwo jest bardzo wdzięczne Wszystkim Darczyńcom, którzy bezinteresownie pomagają im, pomimo dzielącej odległości i różnic kulturowych.
Przedpołudniem rozpoczął się szkolny piknik na który przyszły Nasze ukochane dzieci. Wszystkie pociechy od Wspólnoty Sióstr otrzymały różaniec, aby mogły rozwijać i umacniać swoją wiarę, Fundacja podarowała im słodycze i piłki ufundowane przez PoloMarket, nie zabrakło również prezentów od darczyńców Diakonii Misyjnej Ruchu Światło-Życie.

W trakcie dnia odbyły się rozgrywki piłki nożnej i siatkowej, za które odpowiadał Andrzej. Siostry oraz osoby zaangażowane w funkcjonowanie misji przygotowały smaczny oraz pożywny posiłek. Często dzieci przychodzą specjalnie na misję, a niekiedy nawet i do szkoły tylko dla tego, że otrzymają jedzenie, którego brakuje w ich rodzinnym domu.  
Miłym zakończeniem dnia dla Nas było pożegnanie przygotowane przez dzieci. Nie zabrakło wierszyków, śpiewów i tańców w które Nas zaangażowali. Ten dzień zostanie w Naszej pamięci na zawsze.

Ks. Dionizio i Mitunguu


W piątek odwiedziliśmy Naszego Przyjaciela ks. Dionisio Mutea, który razem z s. Alicją przyjechał do  Polski w 2010 roku. Ks. Dionisio od początku lutego przebywa w  Chuka, gdzie został Proboszczem. Aktualnie zaangażował się w przywrócenie do funkcjonowania szkoły przy Parafii, w której uczy się  obecnie tylko 29 uczniów, od klas najmłodszych po politechnikę (nasza szkoła zawodowa).

Szkoła ma możliwość kształcenia 400 uczniów, niestety placówka edukacyjna w wyniku złego zarządzania została zadłużona oraz zamknięta na 1,5 roku. W  przyszłości planujemy objąć przez projekt „Wirigiro Project” dzieci uczęszczającej do niej, które pochodzą z najuboższych rodzin. Ks. Dionisio przekazał Nam milą wiadomość, w planach ma odwiedzenie polskich przyjaciół, a jego marzeniem jest wzięcie udziału w pielgrzymce.

Następnie udaliśmy się do Mitunguu gdzie mieści się sierociniec oraz szkoła, w którym aktualnie przebywa Monika.
Po drodze zobaczyliśmy jak rośnie kawa, czy ktoś wie jak wyglądają młode nasiona kawy?

piątek, 15 lutego 2013

Wizyta na sawannie

Razem z siostrą Alicją odwiedziliśmy w czwartek szkolę na sawannie, w której objętych adopcją na odległość przez Diakonię Misyjną Ruchu Światło-Życie jest 40 dzieci ze 100 uczących się w tej placówce. 
Dojeżdżaliśmy do tej szkoły piaszczysto-kamienistą drogą wiodącą ok. 20 km. Im dalej jechaliśmy, tym droga się bardziej zwężała, a po skręcaniu do szkoły droga całkowicie się zatarła. Tak samo było z domami. Przy drogach asfaltowych znajdują się budynki murowane, gdzie frontowa fasada budynku jest swoistą reklamą. Z czasem jazdy takich budynków było mniej, zastępowały je zwykłe drewniane domy, a sprzedawcy mieli wyłożony towar na ziemi zewnątrz jego.
Po dojechaniu na miejsce Naszym oczom ujawnił się przerażający widok, jedna z dziewczynek nieopodal szkoły nagle straciła przytomność. Chwilę później dostała ataku epilepsji, pomocy zdążyli jej udzielić mieszkańcy. Najbliższą pomocą medyczną jaką mogą otrzymać mieszkańcy sawanny jest ambulatorium oddalone kilkadziesiąt kilometrów stąd a największym problemem jest brak transportu medycznego. Mieszkańcy muszą liczyć na siebie, oraz na życzliwość innych.
Szkoła na sawannie jest publiczna, warunki w szkole są gorsze niż w Laare. Brak w budynku okien i podłogi. Starsza część szkoły nie jest murowana, a lepiona ze mieszanki ziemi, wody i krowiego łajna.
Wiele dzieci, nawet najmłodszych z przedszkola nie miało obuwia, chodzą boso. Często pokonując kilkanaście kilometrów do szkoły. 
Dzieci otrzymały od Nas chleb, napoje, lizaki, przybory szkolne oraz piłki do siatkówki, które sprawiły im największą radość. Nasze kenijskie dzieci po prostu kochają sport:)
Tutejsi mieszkańcy maja problemy z wodą. Czerpią ją z zanieczyszczonego ujęcia rzeki. Problemem jest również pora suszy, która zmienia diametralnie obraz sawanny z zielonej na pomarańczowo-żółty, uniemożliwiając hodowanie plonów i zwiększając problem głodu w tym regionie.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy również część zaadoptowanych dzieci z Amungenti przekazując im prezenty przesłane przez darczyńców.

czwartek, 14 lutego 2013

Środa Popielcowa w Laare


Była to Nasza pierwsza taka Środa Popielcowa w życiu. Udaliśmy się razem z dziećmi oraz gronem pedagogicznym Naszej szkoły do kościoła aby wspólnie przeżyć rozpoczęcie okresu Wielkiego Postu. Nie było znanego nam posypania głowy popiołem, lecz naznaczeniem przez kapłana czoła wiernego znakiem krzyża popiołem z dodatkiem wody.
Ks. Janusz wraz z Andrzejem dokończyli montowanie kosza do gry. Sam fakt ujrzenia możliwości gry w koszykówkę wywołał u dzieci niesamowite zainteresowanie. Dzieci od malucha po starszego chciały spróbować rzucić. Pierwszego kosza zliczył ks. Janusz.
Na zakończenie dania razem ze wspólnotą Sióstr uczestniczyliśmy w Adoracji Najświętszego Sakramentu.
Wraz z rozpoczęciem Wielkiego Postu wystartowała akcja „LIZAK” prowadzona przez s. Amabilis. Więcej informacji o Akcji dostępnych jest na stronie Fundacji (www.czynmydobro.pl) oraz na facebookowym profilu (www.facebook.com).

środa, 13 lutego 2013

Wtorek w Laare


Wtorkowy poranek rozpoczęliśmy wspólną mszą w intencji darczyńców, wolontariuszy i przyjaciół Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro.
Po śniadaniu udaliśmy się odwiedzić jedyne źródło wody pitnej w Laare. Mieszkańcy wioski zmuszeni są wchodzić na górę po wodę, wynika to z faktu uszkodzenia zbiorników na dole w wiosce. W planach jest odbudowa sieci wodnej, niestety na razie nie ma takiej możliwości. Często Nasze dzieci wchodzą i znoszą wodę z samego rana przed rozpoczęciem szkoły, albo wieczorem. Najgorszy jest moment suszy, wtedy woda płynie powoli, wręcz kapie. Tworzą się kolejki sięgające samego początku wzniesienia.

W drodze do miejscowego ujęcia wody spotkaliśmy biegających bez butów, w zniszczonych brudnych ubraniach dzieci ulicy, które wcześniej już uczęszczały na misję, ale zrezygnowały. Pochodzą one z patologicznych rodzin. Bywa, że nowe żony ojców wyrzucają ich na ulicę, pocieszenie znajdują wtedy w narkotykach. Każdy z nich ma skrytą za ubraniem, lub wciśniętą w spodnie butelkę z klejem butaprenem, którym się narkotyzują.

Zaalarmowani złą sytuacją bytową najlepiej uczącego się rodzeństwa uczęszczającego do Naszej szkoły, wieczorem pojechaliśmy do sąsiedniej wioski.  Naszym oczom ujawnił się przerażający widok domu (o ile można go tak nazwać). Matka razem z dziećmi została wyrzucona z niego, do którego nie mają prawa. Chwilowo znaleźli zamieszkanie w mieszkaniu, za które muszą płacić. Utrudnieniem sytuacji bytowej jest brak dokumentów potwierdzających prawa do gruntu, aby mogli gdziekolwiek sobie wybudować nowy dom.

wtorek, 12 lutego 2013

Pierwsze chwile w Laare


Hey, na imię mam Sebastian i od soboty jestem przez trzy miesiące na misji w Laare. Przez ten okres postaram się opisać Wam jak wygląda życie w tym szczególnym miejscu dla Naszych darczyńców. Razem ze mną przyjechali na zaproszenie s. Alicji -  ks. Janusz Nowak (Prezes Fundacji Księdza Orione Czyńmy Dobro), oraz koordynatorzy projektu Ela Garncarek oraz Andrzej Walczak, którzy spędzą tutaj dwa tygodnie.
Pierwszą atrakcją jaka Nas spotkała była wizyta na równiku, który dotychczas znaliśmy z lekcji geografii, oraz dawna piekarnia w Laare prowadzona przez Siostry Orionistki. W przyszłości pomieszczenia piekarni mają posłużyć do utworzenia szwalni mundurków szkolnych dla Naszych pociech. 

W niedzielę mieliśmy przyjemność wspólnie uczestniczyć razem ze siostrami z misji w profesji wieczystej jednej ze Sióstr pochodzącej z Laare. Msza nie była taka jaką znamy z Naszych polskich kościołów. Wykraczała po za utarty schemat: pojawiały się żarty biskupa, po złożeniu ślubów wieczystych tańce. Nie było brzmienia znanych nam organów, ale tradycyjnych instrumentów i chóru damsko-męskiego, który dodawał uroku podniosłej uroczystości.
W poniedziałek nastąpiło Nasze pierwsze spotkanie z dziećmi, było niesamowicie. Pierwsze jakie spotkaliśmy były maluszki po ok. 2 lata, które jednego czego chciały od Nas to się przytulać i brać je na ręce. W szkole wzbudziliśmy mała sensację i zainteresowanie dzieci. Dzięki s. Makena mogliśmy zobaczyć klasy w których się uczą oraz poznać Dyrektora i nauczycieli pracujących w szkole. Niestety warunki w szkole nie są za najlepsze, dzieci z klas młodszych siedzą po kilka osób w ławce, ławki są już zniszczone, budynek potrzebuje remontu.


Miłym akcentem tego dnia dla mnie było spotkanie z moją zaadoptowaną córką Doreen, pomimo dzielącego Nas dystansu ponad 6000 km to mogę powiedzieć, że z charakteru jesteśmy podobni do siebie – nieśmiali ;) 
Dzień zakończył się na spotkaniu roboczym z Siostrą Alicją w sprawie dalszej kontynuacji projektu adopcji na odległość.



środa, 6 lutego 2013

Tlusty czwartek w Laare.


Tłusty i radosny - nie ze wzgledu na tradycyjne swieze pączki ,ale na odebrane prosto z poczty swieze piekne i tluste paczki dla dzieci. Dzis dopiero przygotowujemy je do rozdania zaznaczajac na liscie kogo wolac do misji, ale juz widzimy te radosc w oczach i usmiech na buziach i mamy nasz afrykanski tlusty czwartek!  Przy tej okazji chcemy z serca podziękować tym, których udziałem było przygotowanie tych przesylek, kazdemu z adopcyjnych rodzicow naleza sie glebokie uklony i wyrazy uznania za dobor prezentow i jakosc zapakowania. To jest naprawde bardzo istotne, zwlaszcza ze wzgledu na to, ze wszystkie te paczki sa doslownie rozszarpywane i przegladane na poczcie. Stad im lepiej zapakowana -tym pewniejsze jest to, ze przesylka dotrze do nas w calosci. Tym razem bylo idealnie, bez opakowania znalazly sie tylko dwie rzeczy, dla ktorych poszukujemy wlasciciela:

piornik i kosmetyczka. Gdyby wiec ktos rozpoznal swoje prezenty to prosze o kontakt z osobami odpowiedzialnymi w Diakonii, ktorym rowniez naleza sie ogromne wyrazy uznania. To, ze kazda paczka jest dokladnie oznakowana i opisana imieniem i nazwiskiem dziecka, to wlasnie ich zasluga - a dla nas ogromna pomoc. Teraz tylko czekamy na dzieci i bedzie wielkie rozdawanie swiateczno - karnawalowych prezentow, a w najblizszym czasie wyslemy zdjecia, by wszyscy mieli udzial w tej naszej misyjnej radosci.

piątek, 1 lutego 2013

I jak tu nie pomóc?


Zeszly tydzien byl dla nas bardzo intensywny. Codziennie z s. Alicja jezdzilysmy po okolicznych wioskach, aby dotrzec do wszystkich naszych dzieci objetych projektem. W srode pojechalysmy razem z naszym zaprzyjazionym ksiedzem Dionisio na Sawanne. Trudna sytuacje szkoly w Kisimani opisywalysmy juz wczesniej.


Chcac wspomoc tamtejsza ludnosc, wlaczylismy 40 dzieci do projektu „Wirigiro”. Odwiedzilysmy nasze dzieci i zrobilysmy im aktualne zdjecia dla ich rodzicow adopcyjnych. Nastepnego dnia od switu pod nasza brama czekalo dwoje zaplakanych dzieci (dziewczynki w wieku szkolnym). Jak sie okazalo, nie poszly do szkoly poniewaz byly bardzo glodne i przyszy prosic o pomoc dla swojej rodziny. W domu zostalo jeszcze 3 mlodszego rodzenstwa, matka zostawila rodzine, uciekajac do innej wioski 2 lata temu, natomiast ojciec – sparalizowany, nigdzie nie pracuje.

Juz jakis czas temu ustalilismy razem z Fundacja Czynmy Dobro, ze nie wlaczamy nowych dzieci do projektu, poniewaz projekt rozrosl sie do ponad 500 dzieci i niedlugo nie bedziemy w stanie nad wszystkim same zapanowac. Tylko co zrobic w takiej sytuacji? Odmowic, bo nie ma dla nich miejsca w projekcie? Maja pecha, bo za pozno przyszly prosic o pomoc?

Dziewczynki byly z Linjoka – wioski, do ktorej wybieralysmy sie nastepnego dnia. Siostra powiedziala dzieciom, aby przyszly jutro, poniewaz bedziemy tam jechac, wiec zobaczymy w jakich warunkach zyje rodzina i czy faktycznie potrzebuje pomocy. Dzieci czekaly na nas juz od 7.30. Musialy byc bardzo cierpliwe, bo zanim pojechalysmy do Linjoka odwiedzilismy jeszcze dzieci w wiosce Athiru, by zrobic im zdjecia i wreczyc prezenty. Po powrocie z Athiru, zabralysmy najedzone do syta siostry Glory i Pamele i ruszylismy do szkoly w Linjoka. Po drodze zatrzymalismy sie u dziewczynek. Kiedy zobaczylismy w jakich warunkach zyje ta rodzina, w tym samym czasie wypowiedzialysmy z Siostra jedno krotkie zdanie: „Nie mozemy ich tak zostawic”. Cala droge myslalysmy co zrobic, jak pomoc. Wpadlysmy na pomysl ze wracajac ze szkoly zabierzemy wszystkie dzieci do Misji. Cala 5 wpakowalysmy do samochodu (super frajda szczegolnie dla dwoch najmlodszych chlopcow, ktorzy pierwszy raz siedzieli w samochodzie). W Misji zrobilismy szybka akcje „kapieli, przebierania i karmienia” i po kilku minutach nasze obszarpane dzieci nie roznily sie od tych, ktore przychodza do nas codziennie. Na buziach dzieci nareszcie pojawil sie usmiech, chlopcy ogladali swoje nowe spodnie, a dziewczynki nie mogly wyjsc z podziwu jakie maja ladne sukienki. Nie zastanawiajac sie dlugo s. Alicja postanowila wszystkie dzieci wyslac do szkoly. Kupilismy mundurki i od poniedzialku dzieci chodza do szkoly, gdzie maja zapewnione wyzywienie.
Mamy nadzieje, ze dzieci nadrobia zaleglosci w szkole i beda pilnie przykladac sie do nauki.

Szczegolnie w tym miejscu pragniemy podziekowac wszystkim, ktorzy wspieraja nasz projekt „Adopcji bezimiennej” – to wlasnie dzieki WASZEJ pomocy moglismy pomoc tej rodzinie!