piątek, 9 września 2011

Moje afrykańskie urodziny!

Wczorajszy dzień był dla mnie wyjątkowy, bowiem obchodziłam swoje urodziny. Na urodziny często życzy się spełnienia marzeń. Moje marzenie się spełniło jestem tutaj, w Laare, w Afryce, czego chcieć więcej? Dzień zaczął się jak zwykle – śniadanie, trochę pracy przy komputerze, potem wyjazd do chłopca objętego projektem i obiad. Po obiedzie dostałam zakaz wychodzenia z pokoju. Ponoć słońce za mocno świeciło, co dla blondynek może być zabójcze. Spędziłam więc w pokoju prawie 2 godziny, z niecierpliwością oczekując na to, aż słońce zajdzie. Słońce nieoczekiwanie zaszło tuż po kolacji naszych dzieci, co za zbieg okoliczności ;) Siostra Alicja i Klaudia zawiązały mi oczy i wyprowadziły na nasze podwórko.
Kiedy tylko otworzyłam oczy rozległo się głośne „Happy birthday”, śpiewane przez wszystkie nasze dzieci. Nawet najmłodsze śpiewały i klaskały tak jak potrafią, co bardzo mnie wzruszyło. Potem nadszedł czas na wręczenie prezentów. Dostałam chustę, którą od razu założyła mi s. Alicja, ramkę na zdjęcie oraz mąkę do przygotowania ugali, potrawy której jak wszyscy tutaj wiedzą nie cierpię ;) Dostałam jeszcze jeden prezent, który jest dla mnie najważniejszy i najpiękniejszy – „Book of love for Monika”, zeszyt składający się z listów, które dzieci napisały specjalnie na moje urodziny. Z tym zeszytem  nie wygra nawet największa chandra. Radość i miłość jaką dzieci okazują i którą przelewają na papier wzrusza i daje siłę do dalszego działania. Po prezentach przyszedł czas na poczęstunek. Na dzieci czekał dobrze już znany tort bananowy, sok oraz lizaki. Na koniec rozdaliśmy im również balony, którymi przystrojone było nasze podwórko. Po tej pięknej urodzinowej niespodziance dostałam kolejny zakaz. Tym razem słonce świeciło jeszcze w kuchni, więc nie mogłam tam zajrzeć. 
Kiedy wreszcie nadszedł czas kolacji okazało się dlaczego. Siostry przygotowały dla mnie wspaniałą ucztę. Przywitały mnie tańcami i śpiewami. S.Stella niosła w ręku prezent, s. Monika drugi prezent ze świeczką, a s. Makena grała na bębnie. Za nimi tanecznym krokiem posuwała się s. Alicja.  Tym razem również otrzymałam piękne prezenty, afrykańskie pudełeczka oraz wszystkie produkty śniadaniowe które lubię najbardziej: masło orzechowe, serek topiony, herbatę cytrynową oraz milo – czekoladę do picia. Zdumiewające, że Siostry tak dobrze znają moje upodobania. Jednak najbardziej zaskoczyły mnie lodami. Otóż jakieś 2 tygodnie temu zatęskniłam za lodami, niestety  w Laare ta tęsknota jest niemożliwa do zaspokojenia. Nie wiem kiedy i jak s.Makena przywiozła lody z Meru, ale udało jej się to i mogłyśmy świętować moje urodziny z lodami. Na kolację była też moja ulubiona potrawa z bananów oraz mandazi, które zajadałyśmy z lodami. Dzień zakończyłyśmy wspólnie z Klaudią, oglądając film. Mamy tutaj projektor, więc można poczuć się prawie jak w kinie. To były fantastyczne prawdziwie afrykańskie urodziny J Monika

5 komentarzy:

  1. Wszystkiego co najlepsze!!
    Niech Bóg Cię prowadzi i błogosławi, niech zawsze stawia na Twojej drodze życzliwych ludzi.
    Niech da Ci odwagę, by marzyć i siłę, by spełniać swoje marzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo zdrowia, wytrwałości i błogosławieństwa od Boga. Potrzeba dobrych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje bardzo za te cieple slowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Serdeczne pozdrowienia z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
  5. Serdeczne życzenia urodzinowe dla Moniki! Wasz blog bardzo mi się podoba i często tu zaglądam. Jestem matką adopcyjną 3 dzieci z Laara. Trzymam za Was kciuki i serdecznie pozdrawiam a w szczególności s.Alicję.

    OdpowiedzUsuń