Z czym wolontariusz radzic sobie musi...
Ostatnie dni mijają pracowicie. Tak jak już pisałysmy
głownie uzupełniamy dokumenty. Jest to o tyle utrudnione, że własciwie każdego
dnia spotykają nas jakies niespodzianki. I tak w piątek skonczył nam sie kolorowy
tusz do drukarki, papier i klej, narzedzia kluczowe dla naszej aktualnej pracy.
Te ostatnie kupiłysmy w Laare, tusz przywiozła nam s. Makena, ktora akurat
wracała z Meru. Zwarte i gotowe ruszyłysmy wiec do pracy. Niestety po niedługim
czasie wyłączyli nam prąd. Nie było go przez cały wieczor, noc i poranek, toteż
praca staneła. W sobote rano postanowiłysmy udać sie na targ, jednak sobota nie
jest tutaj dniem handlowym o czym zapomniałysmy, wiec urządziłysmy sobie spacer
po Laare. Spacerujac po Laare można poczuć sie jak prawdziwa gwiazda. Wszyscy
nas zaczepiali i pozdrawiali, zawsze szczegolnie żywo reaguja na nas dzieci,
ktore biegną z okrzykiem „mzungu”. Po drodze spotkalysmy naszego znajomego
Lawrenca, ktory wlasnie szedl do nas z wizyta. Wspolnie wybralismy sie do
nowopowstalej restauracji, gdzie uraczylismy sie skokiem z mango. Pozniej
Lawrence zabral nas na wycieczke po Laare. Gdy wrocilysmy okazalo sie, ze prad
juz jest. Zabralysmy sie wiec do pracy. Po godzinie zabraklo nam czarnego tuszu
do drukarki. Niestety tym razem nie bylo kogo prosic o przywiezienie go z
odleglego Meru. Aby nie tracic czasu wymyslilysmy sobie inne zajecie. Niedziela
uplynela dosc leniwie. Po popoludniowej adoracji postanowilysmy popracowac
jeszcze troche nad dokumentami. Niestety po kolacji znowu wylaczono prad J
Dzisiejszy dzien rowniez obfitowal w niespodzianki. Rano
okazalo sie, ze istnieje pewnien sposob na to, aby zdobyc czarny tusz do
drukarki. S. Alicja posiada tusz w specjalnej duzej butelce i gdy go brakuje
wstrzykuje go strzykawka do pojemniczka w ktorym oryginalnie sie znajdowal.
Tego trudnego zajecia podjela sie Klaudia. Zdobyla tym samym kolejny
certyfikat, ktory na pewno przyda sie w Polsce ;) Dzieki tej skomplikowanej
operacji udalo nam sie zakonczyc prace, z ktora mierzylysmy sie kilka ostatnich
dni.
Po poludniu nadszedl czas na pierwsze odwiedziny w tym
roku. Udalysmy sie z wizyta do naszych ukochanych braci Emmanuela i Wicklifa. Od
jutra zaczynamy odwiedzac dzieci, co niezmiernie nas cieszy J KiM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz