czwartek, 11 sierpnia 2011

Nairobi

Nairobi to stolica Kenii i jednocześnie jedno z dwóch największych miast w tym kraju. Nairobi to miasto skrajności. Z jednej strony luksusowa dzielnica Westlands, z drugiej ciągnące się na kilkanaście kilometrów slumsy. To miasto zatłoczone i zakorkowane do granic możliwości, w którym nie obowiązują żadne zasady ruchu drogowego, a matatu jeździ pod prąd. To miejsce gdzie swoje siedziby ma ONZ, Unia Krajów Afrykańskich oraz wiele organizacji zajmujących się pomocą humanitarną. Swoje domy mają również wszystkie zgromadzenia zakonne działające na terenie Afryki wschodniej. Nairobi ,będąc dla wielu Kenijczyków miastem wielu możliwości, jest jednocześnie brutalnym spotkaniem z rzeczywistością nędzy i ubóstwa dla wielu innych. Dzielnica Kibera to największy slums w tej części Afryki. Warunki w jakich żyją ludzie są zatrważające. Wejście do slumsu nie jest bezpieczne jeśli nie ma się kogoś znajomego, kto slums zna.
My wybrałyśmy się do Kibery razem z s. Kasią, Kenijką, która była tam nie raz. Slums, od strony miasta nie wygląda tak przerażająco jak wewnątrz, bowiem UNICEF i inne organizacje, w celu poprawienia warunków życia mieszkańców Kibery, wybudowały bloki mieszkalne. Jak dowiedziałyśmy się od naszej siostry bloki te niestety szybko przeszły w ręce władz miast  i teraz, aby tam zamieszkać, trzeba zapłacić, tak więc mieszkają tam ci bogatsi z tych najbiedniejszych. Idąc w głąb slumsu człowiek porusza się po wąskiej ścieżce między domami zbudowanymi z blachy. W przejściu tym płyną też ścieki. Brud i brak higieny sprawiają, że w slumsach szerzy się tyfus i cholera. Dzieci często wcale nie chodzą do szkoły, zamiast tego idą do pracy, aby zarobić na jedzenie. W slumsie pomoc niosą między innymi siostry Misjonarki Miłości. Zgromadzenie założone przez Matkę Teresę z Kalkuty prowadzi tam sierociniec dla dzieci zdrowych oraz niepełnosprawnych. Miałyśmy okazję z bliska przyjrzeć się ich pracy, a także spotkać mieszkającą tam od roku siostrę, która jest polką. Spotkanie z siostrami zapamiętamy na długo, ich praca i oddanie, ale też krytyczne spojrzenie na otaczającą je rzeczywistość zrobiły na nas ogromne wrażenie.
Po pobycie w slumsie wróciłyśmy matatu do centrum, aby następnie udać się do dzielnicy Westlands, gdzie s. Kasia miała kilka spraw do załatwienia. Ten przeskok ze skrajnej biedy do ekskluzywnej dzielnicy, w której mieszka wielu europejczyków wywołał mieszane uczucia i zmusił do refleksji. Również rozmowy z osobami, które mieszkają w Nairobi od kilku lat pozwalają spojrzeć na sytuację mieszkających tutaj ludzi z dystansem i krytycznie. Wchodząc do slumsu byłyśmy bardzo zaciekawione, ale tez nieco przestraszone, dokładnie bowiem wiemy, że jest tam bardzo niebezpiecznie. W slumsie codziennie słychać strzały, jak opowiadały nam siostry, życie ludzkie nie ma tutaj żadnej wartości. One same niemal codziennie znajdują porzucone dzieci pod swoją bramą.
Codziennie podejmują też wiele trudnych decyzji, nie mają bowiem miejsca i możliwości, aby przyjąć pod swoje skrzydła wszystkie potrzebujące dzieci. Będąc w Nairobi zaledwie kilka dni czułyśmy się przytłoczone i zmęczone tłokiem oraz korkami. Wizyta w stolicy była bardzo udana, między innymi dlatego, że udało nam się wejść do slumsu, jednak obydwie tęskniłyśmy do naszych dzieci i naszej spokojnej wioski. Teraz, będąc z powrotem w Laare, czujemy że jesteśmy w domu. K i M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz