Sobota w Laare wyglądała podobnie, jak w wielu innych domach i wspólnotach, czyli było przedpołudniowe sprzątanie przed niedzielnym świętowaniem i pierwsze wspólne gotowanie. Dziś - korzystając z oryginalnych polskich produktów (galaretka i proszek do pieczenia z Delecty i budyń z Winiarów) - połączonych z kenijskimi, udało się nam upiec całkiem przyzwoity biszkopt z bananami.
Po południu, dzięki życzliwości ks. Dionizego, udałyśmy się za naszą wioskę, by S.M. Alicja mogła (pod okiem cierpliwego i dobrego nauczyciela) wprawniej i odważniej korzystać ze swojego prawa jazdy, swobodniej czując się jako kierowca naszej zdezelowanej, ale wciąż wiernie oddanej pracy misyjnej toyocie corolli.
Nagrodą za dzisiejszą praktyczną lekcję jazdy były malownicze pejzaże, które mogłyśmy podziwiać, a także zaserwowana nam przez Księdza - afrykańska kawa.
W czasie naszej dzisiejszej podróży mijaliśmy wielu ludzi. Niektórzy bawili się przy głośnej muzyce, inni ciężko pracowali, jeszcze inni eleganckimi samochodami zmierzali w kierunku Meru National Park. Widzieliśmy też dzieci stojące przy drodze, które radośnie nas pozdrawiały, dzieci pasące krowy i kozy, a także niosące do domu uzbierany chrust... Taka właśnie - pełna kontrastów - jest Kenia!
Wszystkich ubogich, których dziś spotkałyśmy - tych znanych nam i nieznanych, a także każdego, komu bliska jest nasza oriońska posługa w Laare - polecamy u końca dnia Bożej Opatrzności! DEO GRATIAS!
Wszystkich ubogich, których dziś spotkałyśmy - tych znanych nam i nieznanych, a także każdego, komu bliska jest nasza oriońska posługa w Laare - polecamy u końca dnia Bożej Opatrzności! DEO GRATIAS!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz