piątek, 29 lipca 2011

Codzienność w Laare

Nasze dni ostatnio są w całości pochłonięte odwiedzaniem dzieci, które mamy w projekcie. Razem z s. Alicją oraz s. Makeną schodzimy Laare wzdłuż i wszerz, aby dotrzeć do rodzin, w których mamy dzieci objęte projektem – dowiedzieć się co u nich słychać, jak poszły im egzaminy oraz zrobić aktualne zdjęcia dzieci, które później oczywiście przesyłamy rodzinom adopcyjnym w Polsce. Podczas odwiedzin niejednokrotnie zauważamy, że najmłodsze rodzeństwo jest już w wieku szkolnym  i dołączamy je do projektu. Poza odwiedzaniem rodzin od trzech dni spędzamy też czas z dziećmi z naszej szkoły, które właśnie rozpoczęły swoje zimowe ferie.  Dzieci objęte projektem przychodzą do misji – starsze dzieci pomagają wykonując drobne pracy porządkowe, sprawują też opiekę nad młodszym dziećmi, a młodsze dzieci się bawią. W przerwach pomiędzy pracą a zabawą one uczą nas kimeru, a my je polskiego. Oczywiście dzieciaki szybciej zapamiętują nasze słówka, a my z trudem wypowiadamy pojedyncze wyrazy w kimeru. Śmieszy nas też fakt, że dzieci mimo, że mówią w kimeru, mają problemy z pisaniem w tym języku, ponieważ w szkole posługują się tylko angielskim i suahili.

Dziś do Laare przybywają nowi wolontariusze z Polski, którzy będą z naszymi dziećmi rysować. Wolontariusze są z Fundacji Asante, która zajmuje się między innymi wyszukiwaniem uzdolnionych plastycznie dzieci i rozwijaniem ich talentu. W Laare zostaną kilka tygodni, aby przeprowadzać z dziećmi zajęcia. Na tę okazję próbujemy nauczyć dzieci, dobrze znanej wszystkim przedszkolakom w Polsce piosenki „Kolorowe kredki …” Jako, że s. Alicja pojechała wczoraj po wolontariuszy, s. Makena i s. Stella wyjechały do Nairobi na spotkanie junioratu – zostałyśmy na gospodarstwie z s. Monicą. Akurat wczoraj przypadał miesiąc, od kiedy rozpoczęłyśmy naszą podróż  – postanowiłyśmy uczcić tą ważną rocznicę i zrobiłyśmy sobie budyń czekoladowy. Dawno nie jadłyśmy tak dobrego budyniu J. Podczas nieobecności naszych Sióstr wcale się jednak nie obijamy i nie spędzamy czasu tylko na jedzeniu budyniu – mamy wiele pracy, przede wszystkim przygotowujemy informacje o nowych dzieciach do adopcji, wysyłamy aktualne zdjęcia i informacje do sponsorów oraz sprzątamy mieszkanie na przyjęcie nowych wolontariuszy. Wieczorem wspólnie z s. Monicą mamy zamiar przygotować ucztę powitalna z chapati (coś na podobieństwo naleśnika, ale o wiele lepsze)w roli głównej. A w sobotę wybieramy się na ślub i  jesteśmy bardzo ciekawe, jak taka uroczystość wygląda w Kenii. K i M

1 komentarz: