Każdy dzień w Afryce jest dla nas niespodzianką, bo tak jak pisałyśmy już wcześniej tutaj nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Wczoraj wspólnie z s. Alicją, s. Makeną oraz Jarkiem udaliśmy się w podróż do Amung’enti. W tej miejscowości znajduje się kompleks szkół zarządzanych przez naszego dobrego już przyjaciela księdza Dionizego, który przywiózł
nas z Nairobi do Laare.
Ksiądz Dionizy
przyjechał po nas
około 10.30 i zabrał nas do krainy mlekiem i miodem płynącej. Głównym celem podróży była oczywiście wizyta w szkole oraz w rodzinach, które sponsorują nasi dobrodzieje z Polski. Wyprawę jednak zaczęliśmy zwyczajowo od przerwy na kawę. Następnie udaliśmy się do szkoły, w której jak zawsze obiegły nas zaciekawione dzieci, potem udaliśmy się na koniec świata. Koniec świata mieści się w obrębie parafii księdza Dionizego, około 25 km od Amung’enti i prezentuje się naprawdę dostojnie. Widoki są zachwycające, droga jak zawsze – wystrzęsło nas i wykurzyło, ale chyba już się do tego przyzwyczailyśmy. Mieliśmy możliwość zatrzymać się w domostwie, które żyje tak jakby od 200 lat nie nastąpił żaden postęp technologiczny – ich narzędzia oraz ich zastosowanie wprawiły nas w osłupienie i tylko utwierdziły w przekonaniu, że ludzie tutaj są naprawdę niezwykli.
nas z Nairobi do Laare.
Ksiądz Dionizy
przyjechał po nas
około 10.30 i zabrał nas do krainy mlekiem i miodem płynącej. Głównym celem podróży była oczywiście wizyta w szkole oraz w rodzinach, które sponsorują nasi dobrodzieje z Polski. Wyprawę jednak zaczęliśmy zwyczajowo od przerwy na kawę. Następnie udaliśmy się do szkoły, w której jak zawsze obiegły nas zaciekawione dzieci, potem udaliśmy się na koniec świata. Koniec świata mieści się w obrębie parafii księdza Dionizego, około 25 km od Amung’enti i prezentuje się naprawdę dostojnie. Widoki są zachwycające, droga jak zawsze – wystrzęsło nas i wykurzyło, ale chyba już się do tego przyzwyczailyśmy. Mieliśmy możliwość zatrzymać się w domostwie, które żyje tak jakby od 200 lat nie nastąpił żaden postęp technologiczny – ich narzędzia oraz ich zastosowanie wprawiły nas w osłupienie i tylko utwierdziły w przekonaniu, że ludzie tutaj są naprawdę niezwykli.
Następnie udaliśmy się do szkoły, o której opowiemy w kolejnym poście – gdyż warunki jakie tam panują są warte dłuższego opisu. Po wizycie w szkole udaliśmy się w podróż powrotną. Ks. Dionizy pokazał nam bardzo malownicze miejsca – rzeczkę z drewnianym mostem, która nas zachwyciła oraz plantację herbaty. Następnie odwiedziliśmy 2 rodziny i postanowiliśmy wziąć kolejne dzieci do adopcji. Już nieco zmęczeni i bardzo głodni udaliśmy się do gaju bananowego, który wywarł na nas ogromne wrażenie. W drodze na kolację zwiedziliśmy jeszcze szkołę i internat oraz przekazaliśmy chłopcom - Kelvinowi i Piusowi listy od sponsorów. Po kolacji zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Laare. Uwielbiamy nocne powroty do Laare – Afryka wtedy jest taka tajemnicza, otaczają nas kompletne ciemności, a naookoło słychać tylko cykanie świerszczy – w takich momentach rozpiera nas szczęście. K i M
Carissime, vedo che state veramente bene! Vi saluto con affetto e sono vicina con la preghiera.
OdpowiedzUsuń