Całe poniedziałkowe przedpołudnie spędziłyśmy w wiosce Linjoka. To wioska należąca do naszej parafii, w której nie mamy jeszcze dzieci do adopcji, a w której ze względu na lokalizację oraz brak wody panuje ogromna bieda. Do szkoły św. Józefa zawiózł nas proboszcz, który dobrze zna sytuacje tamtejszych rodzin. Wybraliśmy 10 najbardziej potrzebujących dzieci, które od dawna nie płacą za szkołę, s. Makena przeprowadziła wywiady, zrobiłyśmy zdjęcia i tym sposobem mamy nowe dzieci, które oczekują na adopcję. Więcej informacji o dzieciach w zakładce – dzieci czekające na adopcję. W drogę powrotną postanowiłyśmy udać się pieszo, aby móc odwiedzić jeszcze inne rodziny, a także znaleźć kolejnych potrzebujących. Udałyśmy się z wizytą do Douglasa i Edwarda, chłopców objętych projektem, którzy mają cieżką sytuację rodziną i właściwie pozostają bez opieki, dodatkowo Edward jest chory na AIDS.
Po drodze spotkałyśmy też handlarzy miraa, którzy poczęstowali nas znaną i lubiana tutaj używką. Niestety, aby miraa zadziałala trzeba ją żuć przynajmniej 15 minut. Podekscytowane tym nowym doświadczeniem starałyśmy się żuć gałązkę jak najdłużej, jednak była ona tak gorzka, że nie dałyśmy rady. Teraz tym bardziej nie rozumiemy ludzi, którzy żują ja nieustannie wpychając sobie całe gałązki do ust. Po tym mało smacznym doświadczeniu oraz sfotografowaniu z handlarzami udaliśmy się w dalszą drogę.
Jak zawsze spotykałyśmy wiele ubogich, jednak naszą uwagę przykuła trójka dzieci sprzedająca przy drodze avocado. Po rozmowie z ich matką postanowiłyśmy wziąć je do projektu. Jednak z uwagi na ciekawskich sąsiadów poprosiłyśmy kobietę, aby na przeprowadzenie szczegółowego wywiadu przybyła do naszej misji, gdzie w spokoju opowie nam o sobie i swojej rodzinie. Kilka chwil później spotkałyśmy jeszcze Samsona, który również jest objety projektem. Po powrocie do domu, posileniu się oraz wypoczęciu zajęłyśmy się tworzeniem informacji dla sponsorów, tak aby nasze nowe dzieci jak najszybciej otrzymały pomoc. K i M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz